Moja znajomość z grupą Ouzo
Bazooka nie jest zbyt długa, ale dość intensywna. Poznałem tę nazwę wiosną
zeszłego roku, kiedy pojawił się temat potencjalnego zorganizowania koncertu
tego zespołu w jednym z polskich miast. Posłuchałem kilku nagrań, obejrzałem do
tego kilka teledysków i przy każdym z nich czułem, że mózg mi się topi. Absolutne
szaleństwo – kwintesencja grzybkowych odlotów tak w kwestii fonii jak i wizji. Z
koncertu nic nie wyszło, ale poznane wkrótce dwie pierwsze płyty tego zespołu
przesłuchane w całości naprawdę zrobiły spore wrażenie. A potem do kompletu
absolutnie fantastyczny koncert na Red Smoke Festival w Pleszewie. Pośród
stonerowych brodaczy łaskoczących publiczność po jelitach niskimi basami, grupa
kolorowych wariatów z Izraela wyglądała i brzmiała jak przybysze z innej
planety. Zarówno okładka jak i muzyczna zawartość nowej EP-ki kwartetu z Tel
Awiwu tylko potęgują te odczucia z pierwszych kontaktów z grupą.
Na profilu formacji w serwisie
Bandcamp można wyczytać, że zawarta na Songs
from 1001 Nights muzyka jest inspirowana bliskowschodnią psychodelią i surf
rockiem z lat 60. i 70. Ponadto możemy się dowiedzieć, że EP-ka ta zabierze nas
w podróż latającym dywanem od brzegów Nilu przez gwar ulic Tel Awiwu aż po
kalifornijskie plaże, a następnie w stronę wypełnionych wonią przypraw uliczek
Stambułu. Idealny opis! Muzyka zachodu wymieszana z muzyką wschodu i południa.
Na Songs from 1001 Nights znajdziemy
pięć kompozycji trwających w sumie niespełna 27 minut. W tym czasie faktycznie
bardzo łatwo wyobrazić sobie, że jesteśmy w tych wszystkich wymienionych przed
momentem miejscach. Pierwszy utwór – niemal tytułowy – jest jednocześnie
najdłuższą kompozycją na tym wydawnictwie. Od początku jest dynamicznie, ale i
dość tajemniczo. Niskie dźwięki, brzmienie mocno nasączone klawiszami i
syntezatorami, hipnotyczny rytm. Dość szybko pojawiają się także elementy
charakterystyczne dla muzyki rejonu, z którego pochodzi zespół, idealnie
współgrające z dość nowoczesną rockową psychodelią. Klawiszowe solo pod koniec
kompozycji to strzał w dziesiątkę. Nile
Fever natychmiast przywodzi na myśl skąpane w słońcu, przyprószone pustynnym
piaskiem targowiska – tu ktoś sprzedaje daktyle i cytrusy, tam kobra wypuszczona
z kosza wygina śmiało ciało w rytm muzyki granej przez starca na wiekowym
flecie.
Ta muzyka idealnie nadaje się do
tworzenia w głowie takich właśnie niezwykle malowniczych obrazów i scenek.
Wokale na całej płycie ograniczone są do minimum i pojawiają się tylko na
krótką chwilę w pierwszej kompozycji, więc można bez przeszkód skupić się na
fascynujących opowieściach snutych za pomocą melodii. Wbrew tytułowi Scheherazade’s Dance nawiązuje do
klimatów bliskowschodnich chyba najmniej wprost – oczywiście da się wyczuć
pewien posmak takiej właśnie muzyki, ale całość przez większość czasu pozostaje
jednak mocno osadzona w klimatach trochę cięższego rocka psychodelicznego.
Zupełnie inaczej niż w Turkum, które
od pierwszych sekund prowadzi nas tak zdecydowanie w kierunku Stambułu, że z
słuchawkami na uszach trafilibyśmy tam bez nawigacji i drogowskazów. Tu z kolei
czystego rockowego grania jest chyba najmniej. Taneczny rytm dominuje również w
Yolar, ale tu jest nieco gęściej,
trochę wolniej i ciężej – balans znowu ustawiony bardziej na środku skali
pomiędzy rockiem, a bliskowschodnim folkiem. W dodatku w drugiej części kompozycji
do głosu dochodzą surfrockowe inspiracje członków zespołu i przez moment możemy
się poczuć tak, jakbyśmy słuchali soundtracku do filmu bolywoodzkiego
odpowiednika Pulp Fiction.
Zdaję sobie sprawę, że jest pewna
grupa osób, które po prostu najzwyczajniej w świecie nie lubią, gdy do muzyki
rockowej wplatane są elementy brzmień ze wschodu lub zachodu Azji. Z pewnością
nie jest to klimat dla każdego, a już na pewno nie, jeśli w całość wmiesza się
kwaśna psychodelia i odrobina ściśle powiązanego z nią wariactwa. Mnie to
jednak bierze. Zarówno w wersji ciężkiej, jak w przypadku Yossiego Sassiego,
jak i w wersji bardziej luzackiej i lekkiej, jak właśnie w twórczości grupy
Ouzo Bazooka. Na Songs from 1001 Nights
znajdujemy pięć dynamicznych, zagranych z polotem, przyjemnie brzmiących
kompozycji, które w tę może niezbyt mroźną, ale i niespecjalnie atrakcyjną
pogodowo zimę przeniosą nas w upalne rejony tak skutecznie, że poczujecie gorący
piasek pustyni między zębami.
1. 1001 Nights (6:46)
2. Nile Fever (5:20)
3. Scheherazade's Dance (4:24)
4. Turkum (5:54)
5. Yolar (4:31)
EP-ki możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz