Viken podkreśla, że po nagraniu tej płyty był wykończony psychicznie i sądził, że nie będzie już w stanie więcej tworzyć. Okazuje się, że Giant Sky miało być w zamyśle trylogią, a te około 70 minut materiału, które słyszymy na Giant Sky II, miało się początkowo składać na płyty numer dwa i trzy. Te dwa lata, które upłynęły między zarejestrowaniem tych kompozycji, a ich wydaniem, sprawiły jednak, że muzyk doszedł do siebie i uznał, że nie chce, by jego ostatnie wspomnienia związane z tworzeniem pod szyldem Giant Sky były tak drastyczne. Postanowił więc wydać to, co było przygotowywane na dwie płyty, na jednym, podwójnym wydawnictwie, a domknięcie trylogii Giant Sky zostawić sobie na kiedy indziej. Postawił nas przy tym przed dość trudnym zadaniem wchłonięcia tego ogromu materiału już teraz, a – jak wspomniałem – Giant Sky II trwa niemal 70 minut. Nie jest to jednak jedna płyta kompaktowa wypełniona niemal „pod korek”, a dwa niezbyt długie albumy, co trochę ułatwia podejście do tego wydawnictwa, bo przecież można sobie tę przyjemność z odsłuchu podzielić na dwie części.
A przyjemność niewątpliwie jest duża. Ten zaczarowany muzyczny świat Vikena zachwyca w zasadzie za każdym razem, choć przecież ani w przypadku Soup, ani Giant Sky nie jest to muzyka łatwa i przyjemna. To trudne być może do natychmiastowego ogarnięcia połączenie klimatów progresywnych, psychodelicznych, alternatywnych, folkowych, shoegaze’owych, elektronicznych czy indie. Erlenda wspomaga tu liczny zaciąg gości – są wokalistki, klawiszowcy, gitarzyści, a obok nich słyszymy też flet czy smyczki. Oczywiście sam Viken także obsługuje wiele instrumentów i dość spory procent ścieżek, które słyszymy, to jego gra, bez względu na to, czy mowa o gitarze i instrumentach pokrewnych, czy o klawiszach albo perkusji. Wśród licznych gości pojawiają się choćby Espen Berge z grupy Soup czy Hans Magnus Ryan z Motorpsycho. Jak to zwykle bywa z płytami długimi i w dodatku takimi, na których wiele motywów muzycznych łączy się ze sobą i przenika, mam problem z wyszczególnieniem ulubionych fragmentów, ale spróbuję.
Speak Through Walls przyjemnie się rozkręca od dość luzackiego klimatu do sporej intensywności. Space Farrier zgodnie z tytułem zapewnia nam nieco kosmosu, choć nie jest to zbiór kosmicznych plam dźwiękowych, a raczej nawiązanie do kosmicznej, ale też dość przebojowej muzyki lat 80. I Am the Night to zdecydowanie najdłuższy utwór w zestawie. Snuje się absolutnie fantastycznie, nieco leniwie, choć z okazjonalnymi wybuchami. Do tego momentami jest – o dziwo – cholernie chwytliwe. Trochę tak, jakby obudowano dość prostą, przyjemną, popową piosenkę kilkoma minutami kosmicznej hipnozy i równie kosmicznych wybuchów. Birds with Borders to z kolei fantastyczne wyciszenie, kilka minut muzycznej łagodności z typowym dla Giant Sky wybuchem emocji pod koniec. Nie mogę też nie wspomnieć o mrocznym, niespokojnym, pełnym gwałtownych emocji King in Yellow. Nie będzie chyba wielką niespodzianką, gdy napiszę, że tę muzykę jednak najlepiej chłonie się w całości. Jeśli nie w wymiarze tym pełnym, 70-minutowym, to chociaż na dwie tury, według podziału takiego, jaki sam Erlend zaproponował, przydzielając utwory do konkretnych płyt. Słowo też o okładce. Jest kosmiczna, niebiańska, tajemnicza… Jest w niej coś, co trudno ubrać w słowa. Myślę, że dokładnie to samo można napisać o muzyce z tej płyty, czyli wszystko to do siebie pasuje.
Choć to zaledwie drugi album pod szyldem Giant Sky, wyraźnie słychać, że to ten właśnie projekt – i to od pierwszych fragmentów płyty. To bardzo ciekawe. Zazwyczaj wyrobienie jakiegoś rozpoznawalnego stylu zajmuje wykonawcom długie lata, a tu od razu słyszymy Giant Sky. Nie po prostu Vikena, ale właśnie Giant Sky, bo – co równie ciekawe – Giant Sky wcale nie brzmi jakoś bardzo jak Soup. Ten projekt ma swój własny styl. Oczywiście są pewne punkty wspólne – w końcu mowa o dziele tego samego człowieka. Są to jednak oddzielne muzyczne byty i tożsamości, i choć generalnie odrobinę bardziej trafiają do mnie ostatnie płyty Soup, nie mogę odmówić Vikenowi tego, że także w przypadku Giant Sky robi coś, co w bardzo dziwny, ale przyjemny sposób działa na mój organizm.
Płyty można posłuchać na profilu projektu na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz