Jeśli dziwaczna nazwa zespołu
miała zwrócić uwagę ludzi, to ze mną im się udało. Oczywiście wszystko to można
by o kant kibla potłuc, gdyby zespół Afishnsea the Moon (czasami podpisujący
się po prostu jako Afishnsea) nie miał nic ciekawego do zaoferowania. Na
szczęście wygląda na to, że pomysły nie skończyły się na wymyślaniu nazwy i
grafik umieszczanych w Internecie. Afishnsea the Moon wydają właśnie swoją
pierwszą dużą płytę i wygląda na to, że może być to formacja, której nazwę
zapiszę sobie w moim notatniczku na lata. No dobrze, nie mam żadnego
notatniczka… Ale będę o nich pamiętał, bo zrobili świetne pierwsze wrażenie.
Distant Dream zgodnie z tytułem jest momentami nieco senne i
rozmarzone, choć – jak to w snach – akcja zmienia się dość często i
niespodziewanie. Zaczyna się dość żywiołowo od luzackiego rockowego singla Thin Ice i kapitalnego, podszytego
klimatami latynoskimi Necklace (ten
numer pojawił się już na EP-ce wydanej kilka lat temu), ale już przy Out Right Now zespół znacznie zwalnia,
uspokaja się, a w ten oniryczny klimat znakomicie wpasowuje się trąbka, która zresztą
powróci jeszcze na tej płycie kilka razy. Już te pierwsze trzy kompozycje
sugerują, że nie będziemy tu mieli do czynienia ze zwykłą rockową naparzanką.
Panowie bardzo zręcznie żonglują brzmieniem i natężeniem dźwięku oraz poziomem
dynamiki. W zasadzie każdy z utworów z początku płyty prezentuje inną twarz
Afishnsea the Moon, a jednak całość wcale nie sprawia wrażenia przypadkowej i
sztucznie zlepionej z niepasujących do siebie części. Old Clothes przypomina coś, co kilku długowłosych luzaków mogłoby
grać o zachodzie słońca na bulwarze przy oceanie. Nic tu nie dzieje się na
siłę. Jest dynamicznie, ale lekko, tanecznie i cholernie przyjemnie, aż do
niespodziewanego zakończenia, w którym panowie pojechali Pasażerem Iggy’ego Popa. Mamy nawet trochę reggae w Magic Box, choć zagranego na rockowo. Do
tego w Sideslipped pojawiają się piękne
organowe brzmienia, które świetnie uzupełniają się z gitarami. To nie znaczy,
że na tym albumie znajdziemy tylko takie dość lekkie numery do rytmicznego
gibania się. Bywa ciężej, przede wszystkim w Distant Dream, w którym gęste gitary wychodzą na pierwszy plan.
Jednak większość płyty znakomicie nadaje się tak do słuchania, jak i do zabawy,
z okazjonalnymi psychodelicznymi wstawkami, jak w Skin Red czy Pirate
(znakomite solo na gitarze!), które pozwalają na chwilę odpłynąć i zapewniają
trochę odmiany od tych żywiołowych, bujających rytmów.
Distant Dream to kapitalna mieszanka brzmień elektrycznych i
akustycznych z ubarwiającą wszystko od czasu do czasu trąbką. Klimaty
amerykańskiego południa fantastycznie uzupełniają się z kalifornijskim luzem,
tworząc razem całość, od której ciężko się oderwać. Wszystko jest zaaranżowane
i zagrane z pomysłem. Muzycy nie poszli na łatwiznę. Sporo można wychwycić na
drugim czy trzecim planie i przy skupieniu się na aranżacjach odkryjemy mnóstwo
smaczków. Tej płyty słucha się jednak kapitalnie także bez przywiązywania wagi
do szczegółów, bo ona świetnie rozrusza i wprawi w dobry nastrój osoby, które
po prostu chcą włączyć sobie coś w tle. Distant
Dream to debiut wielce obiecujący. Panowie, nie spieprzcie tego.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Lubię czytać pozytywne w wydźwięku recenzje. Chętnie posłucham Afishnsea the Moon, tymczasem słówko w temacie smutnym.
OdpowiedzUsuńZwiązek z muzyką W. Młynarskiego był niewątpliwy i nie powinno dziwić, że na blogu muzycznym pada o Nim słówko. Teksty rockowe to szeroki temat i możnaby długo i szeroko ale pominę angielski - za cienki bolo jestem, by się wymądrzać - a szepnę słówko o polskich. A oto ono: Młynarski pisał choćby dla Skaldów i był to poziom nie do osiągnięcia dla 999/1000 pozostałych piszących.
Ale przecież pisał do wybitnych muzycznych perełek Wasowskiego, jego teksty płynęły z muzyką i miały tę dodatkową wartość, że mogły funkcjonować samodzielnie, bez muzyki. Ukłon dla mistrza na blogu muzycznym.
dzieki :) ja się nie będe w temacie wymądrzał, pozwolę na ten temat wypowiadać się innym ;)
UsuńOdsłuchałem - bardzo ciekawe i nadspodziewanie dojrzałe granie. Wyraźnie widać, że to nieprzypadkowe brzmienie a budowane z pełną świadomością i dbałością o szczegóły a trąbka nie dość, że wkomponowana jest z wielką wyobraźnią, to jeszcze chwilami brzmi jakby dął w nią nieżyjący już mistrz...
OdpowiedzUsuńDzięki za tę płytę, sam na nią bym nie trafił.