Istnienie zespołu Arabs in Aspic
dotarło do mojej świadomości stosunkowo niedawno, toteż ich piąty (szósty,
jeśli do dużych płyt zaliczać wydawnictwo Progeria)
album jest moim pierwszym świadomym kontaktem z muzyką tej formacji. Nazwa dość
dziwna, nietypowa jest też geneza powstania formacji, bo podobno pierwszy skład
tworzyli muzykujący na boku skoczkowie narciarscy. Nie wykluczam prawdziwości
tej historii, wszak w Norwegii każdy rodzi się od razu z nartami na nogach
(oraz astmą), ale zweryfikować tego nie mam jak, bo nazwiska panów muzyków
wiele mi nie mówią. Nie to jest jednak w tym wszystkim ważne. Syndenes Magi to, jak już wspomniałem,
piąty studyjny krążek zespołu i to na pewno słychać. Muzycy czują się bardzo
dobrze w tym, co robią – inaczej pewnie nie odważyliby się na nagranie albumu,
na który składają się zaledwie trzy kompozycje.
Nowy album Arabs in Aspic trafi przede wszystkim do zakochanych w nieco
jesiennym, niezwykle klimatycznym, ciepłym prog rocku rodem z lat 70. Piękne
gitarowe pejzaże, fantastyczne, klasyczne brzmienie organów i sekcja rytmiczna,
która może nie próbuje tu działać cudów, ale kapitalnie trzyma wszystko w
ryzach. A do tego śpiew po norwesku. To w sumie nie powinno być zaskoczeniem, w
końcu właśnie z Norwegii zespół pochodzi, ale jednak większość formacji z tego
kraju woli posługiwać się językiem Szekspira (to taki gość, co był popularny
przed J.K. Rowling w tej samej branży). Tu ten norweski, choć oczywiście
sprawia, że nie rozumiem pół słowa, jest w pewnym sensie ciekawostką i sprawdza
się fonetycznie bardzo dobrze.
Kompozycja tytułowa, która płytę
rozpoczyna, jest przesiąknięta soczystymi, bardzo treściwymi brzmieniami
organów, choć z czasem w zasadzie każdy muzyk formacji ma szansę się wykazać.
Początek jest spokojny, nieco melancholijny, ale z czasem panowie rozkręcają
się i wywijają klasycznego, ciężkiego gitarowo-organowego proga i choć utwór
trwa ponad 12 minut, nigdy nie gubią się w tym swoich odjazdach. Mørket 2 rozpoczyna się tak, że
moglibyśmy spokojnie pomyśleć, że to stary numer SBB lub Niemena, panowie
szybko jednak przechodzą w cięższe klimaty, łącząc hardrockową moc z
psychodeliczno-progresywnymi odjazdami. Od razu przypominają mi się moje pierwsze
kontakty z muzyką grup Black Bonzo i Änglagård, które również w takim właśnie
klimacie się lubowały. Kosmiczne „świderki” organowe oraz gitarowy jazgot w
końcowej części kompozycji kapitalnie rozstrajają to wcześniej bardzo
uporządkowane granie. Po zwieńczeniu poprzedniej kompozycji z przytupem, część
trzecia Mørket rozpoczyna się
zaskakująco spokojnie, a po chwili robi się wręcz bajkowo, a przy tym nieco
tajemniczo. Ale skoro utwór ma ponad 20 minut, to przecież nie będzie to sobie
tak sielsko płynęło przez cały czas – bądźmy poważni. Już po paru minutach
zaczyna robić się momentami nieco ciężej, choć te mocniejsze wstawki są mimo
wszystko przez pewien czas przeplatane dużo spokojniejszymi, nieco floydowskimi
motywami. Ale im dalej, tym ciężej, dynamiczniej i intensywniej. Mniej więcej
po ośmiu minutach utwór wchodzi na wyższe obroty, które dominują przez kilka
minut, choć potem panowie serwują nam w ramach zaskakiwania słuchacza kilka
minut delikatnego klawiszowego kosmosu, a całość wieńczy kolejne kilka minut
spokojnego, pół-akustycznego grania, które pozwala dojść do siebie po tej
muzycznej podróży.
Na pewno nie jest to płyta w
żaden sposób odkrywcza, bo przecież takie rzeczy nagrywali wielcy rocka
progresywnego niemal 50 lat temu, a i dobre ćwierć wieku temu w Skandynawii
istniały (a w niektórych przypadkach dalej istnieją) grupy, które te brzmienia z
powodzeniem przywracały do łask. Ale to bardzo przyjemna płyta, świetnie
zagrana i zaśpiewana, kapitalnie płynąca. Płyta, do której chce się wracać, a
to chyba najważniejsze. A w moim przypadku także płyta, która na pewno skłoni
mnie do poznania wcześniejszych albumów formacji, bo to pierwsze spotkanie z
muzyką Arabs in Aspic było ze wszech miar udane.
1. Syndenes Magi (12:20)
2. Mørket Pt 2 (9:34)
3. Mørket Pt 3 (20:20)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
A ja chyba wspominałem o nich tutaj czas jakiś temu...
OdpowiedzUsuńA teraz chcę się podzielić odkryciem: Tiger Moth Tales "The Depths Of Winter" - przy nich Wobbler to długensy-nudensy :-)
Kompozycje bez zarzutu, kadencje wzorcowe, instrumentalnie wykonane, że much z muchą nie siada, klimaty, emocje a do tego wokalista. Głos niby niepozorny, ale od lat nie słyszałem takiego naturalnego talentu, takiej muzykalności, takiego drżenia powietrza na krótkim dźwięku, jednym słowem : odkrycie.
A opowieści płyną niesamowicie klimatycznie i nic a nic, ani trochę nie nudzą. Polecam.
TMT w tym tygodniu w ktorejś audycji rockserwis.fm byli, sobie ich gdzies zanotowałem, chociaz jak to bywa z takimi zanotowaniami, cholera wie, czy bedzie czas jeszcze w tym roku sie za nich zabrać :D
UsuńZajrzałem tu i tam i okazuje się, że TMT to jeden człowiek.
OdpowiedzUsuńChylę czoła, naprawdę.