Już sama okładka powinna mi dać
do myślenia. Kapitalna grafika, lekko w stylu niektórych prac duetu Hipgnosis,
od razu rzuciła mi się w oczy. A jednak nim posłuchałem w końcu płyty, która
kryje się za tą okładką, minęło sporo tygodni. Nie jestem w stanie stwierdzi,
jaki był tego powód. Pewnie najłatwiej zwalić winę na kolejny mocno urodzajny w
płyty rok, ale gdy ma się przeczucie, najczęściej słucha się takich rzeczy poza
wszelką kolejnością. Tym razem tak nie zrobiłem i już po kilkudziesięciu
sekundach pierwszego odsłuchu wiedziałem, że był to błąd. Odsłuch debiutanckiego
albumu fińskiej formacji Hadal Sherpa to obowiązek jeśli chcecie, by wasza
lista najlepszych płyt 2017 roku miała jakikolwiek sens. Tak zwyczajnie –
niewiele znajdziecie równie dobrych płyt wydanych w tym roku.
Kwintet z miasta Vantaa to
absolutne zaskoczenie. Zupełnie nie spodziewałbym się po pochodzących z zimnej
Finlandii muzykach tak ognistego psychodelicznego grania z mocną domieszką
klimatów bliskowschodnich. Debiut Finów zawiera osiem instrumentalnych
kompozycji trwających w sumie 68 minut. Zazwyczaj narzekam, jeśli płyta jest
dłuższa niż godzinę, ale w tym wypadku z czystym sumieniem i absolutnym
przekonaniem stwierdzam, że każda sekunda tego albumu jest całkowicie
uzasadniona. Oczywiście nie ma tu mowy o tradycyjnej „piosenkowej” konstrukcji
i schematyczności. Najkrótsze kawałki przekraczają siedem minut, najdłuższy to
ponad 11 minut muzyki. A wszystko utrzymane w fantastycznym klimacie. Trochę
prog rocka, sporo psychodelii, ślady jazzu oraz naprawdę dużo klimatów folk/etno.
Choć w grupie nie ma wokalisty,
muzycy nie mają problemu z opowiadaniem historii w każdym z utworów. Przekazują
te historie oraz emocje w nich zawarte tak łatwo, że musi to robić wrażenie. Przy
pierwszym odsłuchu zwróciłem przede wszystkim uwagę na kompozycje, które mocno
zahaczają o klimaty bliskowschodnie. Chafa
Azeno, Marracech czy Black Elk brzmią tak, że człowiek
zaczyna czuć piekące słońce na skórze oraz piasek palący podeszwy stóp. Nawet,
gdy siedzi się akurat przy komputerze późnym wieczorem w środku polskiej
jesieni. Umiejętne wykorzystanie gitary oraz buzuki tworzy niesamowity klimat.
Do tego w Chafa Azeno i Black Elk w pewnym momencie pojawiają
się motywy, które uświetniłyby każdą ścieżkę dźwiękową do filmu Tarantino. Psychodeliczny
Dziki Zachód na Bliskim Wschodzie? Da się! Nie myślcie jednak, że cała płyta tkwi
mocno w tym właśnie muzycznym rejonie. Jedną z największych zalet tego albumu
jest różnorodność zawartej na nim muzyki. Abyss
to kapitalna, bardzo dynamiczna psychodeliczna jazda bez trzymanki (choć po długim, niezwykle spokojnym dla kontrastu intrze), Ikaros nawiązuje brzmieniem to
najlepszych wzorców klasycznego rocka z porywającymi partiami gitar i klawiszy,
zaś Heracleion momentami zabiera nas
w prawdziwie kosmiczną podróż. Ale zanim dojdziemy do tych utworów, na początek
dostajemy dwuczęściowy numer Nautilus,
który z jednej strony bardzo powoli i delikatnie wprowadza nas w klimat płyty,
z drugiej jednak po jakimś czasie przechodzi płynnie w okolice, które pewnie
przypadną do gustu tak wielbicielom grupy Camel, jak i tym, których porywa w
ostatnich latach twórczość szwedzkiej Agusy.
Niby wszystkie utwory coś łączy,
ale każdy zmierza w inne rejony. Wspólnym mianownikiem jest niewątpliwie
lekkość, z jaką zespół tworzy te muzyczne opowieści. Słuchając tego albumu, mam
wrażenie, że to wszystko przychodzi Finom z niesamowitą łatwością. A to
wszystko przekłada się na kapitalne doznania słuchowe. Teoretycznie muzyka nie
należy do najłatwiejszych, ale kontakt z nią to czysta przyjemność, bo podana
jest w bardzo przystępny sposób. Uwielbiam takie niespodzianki. Płyta składa
się z dźwięków i motywów, które gdzieś już w historii muzyki się pojawiały, ale
jednocześnie wszystko to jest niesamowicie świeże. Polot, lekkość, kapitalna
wyobraźnia muzyków – to wszystko sprawia, że trudno się uwolnić od tego albumu.
Choć głównym kompozytorem materiału jest gitarzysta Vesa Pasanen, trudno w tym
przypadku postawić go jako muzyka przed całą resztą zespołu – cała piątka (plus
pojawiający się okazjonalnie goście) spisuje się kapitalnie. Do tego produkcja
jest dokładnie taka, jaka powinna być przy tego typu dźwiękach – z jednej
strony klarowna, z drugiej zaś nie ujmująca nic z dynamiki i luzu tych nagrań.
Jestem przekonany, że mamy na północy Europy kolejny kapitalny zespół w
klimatach folkowej psychodelii, który będzie cieszył nas swoją twórczością
przez długie lata. Będzie o to znacznie łatwiej, jeśli pozna ich znacznie więcej
osób.
1. Nautilus Part 1 (7:52)
2. Nautilus Part 2 (7:57)
3. Chafa Azeno (9:07)
4. Ikaros (7:49)
5. Heracleion (11:14)
6. Marracech (7:24)
7. Abyss (9:30)
8. Black Elk (7:20)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
O, widzę, że lecą już odsłuchane...
OdpowiedzUsuńPodpisałbym się wszystkiemi pazurami pod tekstem gdyby nie jeden drobiazg: perkusja. Odstaje od reszty, nie integruje się, choć poprawna, to troszkę na jedno kopyto i brzmienie jej mi nie pasuje. Reszta rokuje dobrze, zatem pozostaję z nadziejami.