piątek, 22 czerwca 2018

Holy Mushroom - Moon [2018]


Nie trzeba być Sherlockiem, żeby domyślić się, jaki rodzaj muzyki może grać grupa o nazwie Holy Mushroom, dam sobie zatem spokój z przybliżaniem wam ogólnej stylistyki we wstępie i ograniczę się do podania informacji, że trio pochodzi z hiszpańskiego miasta Oviedo, w 2016 roku wydało własnym nakładem swój pierwszy album, a w tym roku światło dzienne ujrzała druga płyta, zatytułowana Moon. Oprócz tego w ostatnich tygodniach formacja dorzuciła EP-kę składającą się z dwóch niepublikowanych wcześniej utworów, ale na razie zajmę się drugim dużym albumem. Znajdziecie na nim pięć utworów trwających w sumie niemal 44 minuty, więc macie już ogólny ogląd sytuacji. Przejdźmy do konkretów.

La Caverna startuje bardzo spokojnie, w przyjemnym, kosmiczno-tajemniczym klimacie. Dopiero pod koniec rozpędza się i panowie trochę szaleją. Warto zwrócić uwagę na kapitalną partię basu w tej szybszej, końcowej części. Bardzo udane wprowadzenie do płyty, które mówi nam wiele o klimacie, jaki będzie na niej dominował. Psychodeliczny, instrumentalny odjazd w bardzo dobrym wydaniu. Mocniej robi się dość szybko w Birdwax Blues, w którym przesterowana gitara przyjemnie współgra z pojawiającymi się organami, nadającymi całości klasycznie rockowego posmaku, a potem… zaskoczenie – nie dość, że muzyka niespodziewanie skręca w rejony knajpianego bluesa, to jeszcze pojawia się wokal. A już myślałem, że będzie to album w całości instrumentalny. Do tego na koniec pięknie się to wszystko rozbujało (kapitalna partia gitary!). Brawo – czyli nie będzie tylko psychodelicznego kosmosu. The Preacher to zdecydowanie najdłuższy numer na płycie. Fantastyczny, niezwykle subtelny i klimatyczny początek zwiastuje coś naprawdę dobrego i na szczęście nie ma tu mowy o zawodzie. Pięknie się rozkręca, gitara brzmi cudownie, a wstawki klawiszowe w tle sprawdzają się zaskakująco dobrze w tym treściwym, hendrixowskim psychodelicznym hard rocku. Bardzo podoba mi się to, że równie ważną rolę co gitara w prowadzeniu melodii, odgrywa bas, który jest ładnie wyeksponowany w miksie i zadowoli z pewnością wszystkich fanów masażu niskimi dźwiękami. Od spokoju po rockowe szaleństwo rozkręca się Éufrates, zaś Grand Finale in the Blind Desert to świetnie bujający instrumentalny numer – hipnotyczny, na początku nieco tajemniczy, kosmiczny, w końcowej partii intensywny i przede wszystkim sprawiający, że płyta zostawia po odsłuchu bardzo dobre wrażenie.

W przypadku tego typu albumów ważniejsze od tego, czy znajdę tu coś nowego, jest to, czy materiał dobrze brzmi i czy chce się do niego wracać. W obu przypadkach udzielam odpowiedzi twierdzącej. Panowie nie prezentują tu niczego, co sprawiałoby, że stylistycznie wyróżniają się z ogromnej liczby grup grających współcześnie muzykę psychodeliczną, nie jest to jeden z tych zespołów, które bezbłędnie rozpozna się po paru dźwiękach dzięki jakiejś charakterystycznej, wyjątkowej cesze, ale za każdym razem, gdy płyta się kończy – a miałem już okazję wysłuchać całości blisko dziesięć razy – mam ochotę włączyć ją ponownie. To cholernie dobre, przyjemne, w większości instrumentalne psychodeliczne granie, które zamiast przytłaczać i wgniatać w ziemię ciężkimi, niskimi riffami, pozwala się odprężyć i odpłynąć w kosmiczny, rockowy sen. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.

1. La Caverna (6:34)
2. Birdwax Blues (7:24)
3. The Preacher (12:34)
4. Éufrates (8:11)
5. Grand Finale in the Blind Desert (8:59)

Płyty możecie wysłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.


--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. A co to się stało się, że nie ma jeszcze recki nowego Orange Goblin?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawał dobrego psychodelicznego rocka. Wdepnąłem na ten album błądząc po meandrach muzyki na youtubie i naprawdę zapadł mi w ucho. Wiem, wiem rzecz gustu i tu się nie dyskutuje, lecz dla mnie cała płyta jest bardzo dobra. Wracam do niej często. Angel Eyes

    OdpowiedzUsuń