Mogę dość spokojnie założyć, że
The Choppy Bumpy Peaches to pierwsza formacja z Luksemburga, jaką udało mi się
poznać. Kraj dla nas niemal egzotyczny, choć w sumie przecież nieodległy, do
tego śmieszna nazwa i dziwaczny tytuł debiutanckiej płyty. Co mogłoby pójść
źle? W zasadzie to pewnie wiele, ale na szczęście nie w tym przypadku. Debiut
sekstetu, w skład którego wchodzą dwie panie i czterech panów, to płyta, do
której wracam coraz chętniej z każdym kolejnym odsłuchem.
Doprawiony bliskowschodnimi
motywami numer Darjeeling w
znakomitym stylu rozpoczyna ten album, wprawiając w dobry nastrój i z grubsza
przedstawiając, o co w muzyce zawartej na Sgt.
Konfuzius & the Flowers of Venus chodzi. Element tajemniczości
wprowadza leniwy utwór częściowo tytułowy – Sgt.
Konfuzius. To kapitalne połączenie dream popu i lekkiej rockowej
psychodelii. Wokal Julii Lam idealnie pasuje do tej muzyki – nie absorbuje
całkowicie uwagi, pozwala cieszyć się warstwą instrumentalną, ale jednocześnie
nie daje się jej zdominować. Spacetravel
rozpoczyna się mocniejszym przyłożeniem, aż ma się wrażenie, że po tych dwóch dość
lekkich kompozycjach klimat i natężenie dźwięku drastycznie się zmienią, ale
nie – to tylko ściema. Owszem, „refren” to nieco klawiszowego mroku, ale całość
jest utrzymana w dalszym ciągu w klimacie niezbyt ciężkiej, przestrzennej
pop-rockowej psychodelii.
Połączone Untitled (krótkie intro) i Sabaku
od pierwszych sekund skojarzyły mi się z twórczością grupy Black Mountain, a
takie skojarzenie nigdy nie może być złą sprawą. To może być mój ulubiony
fragment płyty – kompozycja wiedziona w pierwszej części fantastycznymi,
gęstymi klawiszami, w końcówce rozpędzająca się w kontrolowaną rockową
kakofonię. I nawet jeśli gubią mnie na chwilę w dziwnym, chaotycznym i zarazem
najcięższym na płycie Red Velvet Cake,
to na koniec znowu wracają na właściwe tory – Into Light to półtoraminutowa miniaturka prowadząca nas niezwykle
delikatnie do zamykającej płytę kompozycji Juaska,
która niby trwa 20 minut, ale to kolejna ściema. Sam numer – bardzo zresztą
udany, nieco bardziej klimatyczny i stonowany niż większość wcześniejszych
kompozycji, ale pięknie rozwijający się i zachwycający partią gitary w drugiej
części – kończy się po nieco ponad sześciu minutach, po których następuje
siedem minut ciszy i powrót muzyki na ostatnich sześć minut płyty, w których
dominują bardzo przyjemne klimaty lekko zahaczające o post-rock.
Bardzo podoba mi się klimat,
który grupa zawarła na Sgt. Konfuzius
& the Flowers of Venus. Jest lekko baśniowo, czasami sennie,
nieziemsko, tak jakbyśmy cały czas słuchali ścieżki dźwiękowej do przyjemnych,
kwaśnych odlotów. Jest to na pewno płyta rockowa, ale nie przytłacza ciężarem
riffów. Bliskowschodnie smaczki i pop-rockowa psychodelia znakomicie
uzupełniają ten rockowy szkielet, tworząc całość niezwykle przyjemną w odsłuchu
i lekką, ale jednocześnie na pewno nie jest to muzyka banalna czy niewyszukana.
Muzycy znaleźli bardzo dobry balans pomiędzy intrygującymi rozwiązaniami
aranżacyjnymi a wpadającymi w ucho melodiami i przystępnym brzmieniem. Mają
moją uwagę.
1. Darjeeling (3:45)
2. Sgt. Konfuzius (4:31)
3. Spacetravel (4:50)
4. Untitled (0:47)
5. Sabaku (4:57)
6. 455 (4:22)
7. Red Velvet Cake (4:21)
8. Into Light (1:26)
9. Juaska (19:57) [w tym 7 minut ciszy i dodatkowy, sześciominutowy utwór]
Płyty możecie wysłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz