Niespełna dwa lata temu byli dla mnie prawdziwym objawieniem i sensacją – pojawili się znikąd, wyskoczyli z
dziwną okładką i nieco paździerzowym wizerunkiem oraz kapitalną muzyką będącą
połączeniem prog rocka, musicalu, klasycznego hard rocka i klimatów stonerowo-psychodelicznych.
I jakimś cudem to wszystko trzymało się „kupy”. Teraz wracają z płytą numer
dwa, zatytułowaną Science Fiction. I
w zasadzie zmieniło się pod każdym względem bardzo niewiele. I chyba dobrze, bo
tu nie za bardzo było co zmieniać.
Na Science Fiction mamy dziewięć numerów trwających nieco ponad 41
minut. Tym razem obyło się bez długiego utworu, większość płyty to raczej
przedział 3,5-5 minut, czyli bardzo tradycyjnie i przystępnie. Również
brzmieniowo jest niezwykle przystępnie, co zresztą nie może być niespodzianką
dla nikogo, kto miał okazję zetknąć się już z twórczością tego septetu z
Nottingham. Utwór tytułowy to niemal musicalowy klimat otwarcia, choć po
pierwszych sekundach można by odnieść wrażenie, że przyłoją mocno. Wejście tego
musicalowego wokalu pod koniec pierwszej minuty pewnie zdziwi część osób, dla
których Science Fiction to pierwszy
kontakt z Church of the Cosmic Skull. Pewnie niektórych zniechęci, ale jeśli
lubicie taką konwencję, to będziecie zachwyceni tym, co będzie się działo przez
kolejnych kilkadziesiąt minut. Mocne rytmicznie Go By the River rozkręca płytę na dobre, ale potem zespół uspokaja
sytuację w podniosłym i bardzo klimatycznym Revolution
Comes with an Act of Love. Trochę jakby Black Sabbath spotkało się z Pink
Floyd i obsadą musicalu Hair. Efekt
jest fantastyczny.
Singlowe Cold Sweat mam wrażenie, że dużo lepiej sprawdzi się na żywo niż na
płycie, a to choćby z tego powodu, że środkowa część w wydaniu studyjnym robi
się szybko dość monotonna, natomiast jestem przekonany, że na koncertach będzie
to idealna okazja do wydłużenia jej jeszcze i pobawienia się improwizacją i
wtedy zupełnie nie będzie to przeszkadzać. Podobnie zresztą z The Cards That You’re Playing. Powtarzany
motyw tytułowy będzie się według mnie kapitalnie sprawdzał na koncertach, ale
na płycie po jakimś czasie zaczyna nieco nużyć (ale sam rytm i klimat jakby
inspirowane Have a Cigar –
wyśmienite). Pomiędzy tymi dwoma numerami na płycie mamy jeszcze The Others, które pięknie buja i w
którym największe wrażenie robi chyba solo na gitarze oraz spokojne, floydowe
wokale, a także dużo dynamiczniejsze Time
(Gonna Build a Rocket Tonight) – jeden z nielicznych nieco cięższych i
dynamiczniejszych kawałków na tym jednak przeważnie bardzo spokojnym i „ładnie”
płynącym albumie. I to chyba największa różnica między obiema płytami grupy –
tu nie mamy choćby czegoś w rodzaju Black
Slug z pierwszego krążka, które wgniatało mocą niczym utwory Mammothwing – poprzedniego
zespołu lidera Church of the Cosmic Skull. Spokojnie jest także przez większość
czasu w Paper Aeroplane & Silver Moon,
choć tu trafiają się bardzo dobre, intensywniejsze wstawki instrumentalne, które
ożywiają całość i zapewniają przyjemny kontrast muzyczny, a jednocześnie są
zdecydowanie najcięższym fragmentem tej płyty. Gęściej, bardziej soczyście
rockowo jest też fragmentami w zamykającym album The Devil Again, więc chociaż w ostatnich minutach płyty zespół
trochę mocniej przyłożył, bo przyznam, że mimo kapitalnego brzmienia i
niezwykle przyjemnych melodii, trochę mi mocniejszych fragmentów na tym krążku
brakowało.
Może i Science Fiction nie wpadła mi w ucho aż tak błyskawicznie jak Is Satan Real?, ale bardzo szybko się do
niej przekonałem, bo i nie istnieje żaden racjonalny powód, by było inaczej. Science Fiction to kapitalna mieszanka
świetnego, soczystego hard rocka, oraz musicalowej pompy i przebojowości.
Sprawdziło się to na pierwszej płycie, sprawdza się i na drugiej. Nie ma tu
pewnie nic, czego nie słyszałbym na debiucie (mowa o ogólnym klimacie, bo
oczywiście nie są to autokopie wcześniejszych kompozycji, a i – jak już
wspomniałem – debiut był mimo wszystko cięższy), ale słucha się tego
wyśmienicie i na razie ten brak większych różnic pomiędzy dwiema pierwszymi
płytami Church of the Cosmic Skull zupełnie mi nie przeszkadza, tym bardziej,
że przecież grupa inspiruje się wieloma różnymi muzycznymi kierunkami. Science Fiction to przebojowy, chwytliwy
retro rock w najlepszym wydaniu, może odrobinę spokojniejszy niż debiut, ale
wciąż niezwykle udany.
1. Science Fiction (4:35)
2. Go By the River (3:17)
3. Revolution Comes with an Act of Love (3:58)
4. Cold Sweat (4:42)
5. The Others (4:49)
6. Timehole (Gonna Build a Rocket Tonight) (3:33)
7. The Cards That You're Playing (5:23)
8. Paper Aeroplane & Silver Moon (6:20)
9. The Devil Again (4:38)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz