Seven Planets to kwartet z Zachodniej Wirginii, który co
prawda wydał w tym roku dopiero swoją trzecią płytę, ale zespół istnieje już od
kilkunastu lat, a – jak można wyczytać w internecie – muzycy tej formacji grali
ze sobą w różnych osobowych konfiguracjach już od przeszło ćwierć wieku. Tak,
to doświadczeni panowie, nie żadni początkujący młodzieńcy. I tak właśnie
brzmią. Jak ekipa, która wie, co robi.
Ostatnia płyta Seven Planets wyszła osiem lat temu. Nie
wiem, czy zespół był aktywny przez cały ten okres. Nie wiem, czemu taka
przerwa. Ale na nowym albumie rdzy zupełnie nie ma. Płyta jest zatytułowana Explorer
i składa się z ośmiu numerów, w większości dość krótkich, co razem daje nieco
ponad 36 minut. Może i niezbyt wiele, zwłaszcza jak na ośmioletnią przerwę
między płytami, ale mnie to odpowiada. Psychodeliczna, kolorowa okładka mówi
sporo o zawartości muzycznej. Seven Planets łoją bardzo przyjemnego,
melodyjnego, psychodelicznego stonera. W dodatku w wersji instrumentalnej.
Nazwy wydających nowy album firm – Small Stone Recordings i Kozmik Artifactz – są
gwarantem jakości na tym muzycznym polu.
Vanguard to solidny, choć niezbyt długi kop na początek. Tak, żeby
pokazać od razu, z czym mamy do czynienia. Jest więc dynamicznie i głośno, ale
jednocześnie absolutnie nie jest to chaotyczny, wgniatający w ziemię łomot.
Wspomniałem o melodiach i te z pewnością są ważnym elementem brzmienia grupy.
Słychać to choćby w drugim na płycie, chyba moim ulubionym Plain Truth in a
Homespun Dress, które jest bardzo przyjemnym, lekkim, klimatycznym odlotem
w stylu choćby The Re-Stoned. W numerze tytułowym panowie faktycznie eksplorują
sobie trochę strefę dynamicznego, porywającego, instrumentalnego rocka, co
zresztą ciągną jeszcze w opartym na podobnej zagrywce 206. W Great
Attractor zespół funduje nam przyjemny, lekko odlotowy chill, a w
zamykającym płytę The Buzzard dla odmiany całkiem niezłą rozpierduchę.
Explorer to jedna z tych płyt, które może was nie oszołomią
pięknem, nie poczujecie po jej odsłuchu, że właśnie mieliście okazję zetknąć
się z kandydatem do płyty roku, nie zmieni ona w żaden sposób waszego życia ani
podejścia do muzyki, ale z pewnością jest to album, do którego część z was
będzie chciała wracać. Bo to cholernie dobre, bardzo solidne granie. Nic
wielkiego – dwie gitary, bas, perkusja, trochę improwizacji i rozwijania (nie
jakoś przesadnie długiego) motywów, ale robi wrażenie. To taki trochę jam band,
który jednak nie nagrywa numerów kilkunastominutowych, a w pełni zadowala się o
wiele krótszymi formami i słychać, że sprawdza się to w ich przypadku naprawdę
dobrze. Były tu może krótkie chwile, gdy myślałem sobie, że może trochę za
długo brną w jakimś kierunku, ale ogólnie niespecjalnie jest się do czego
przyczepić.
Płytę możecie odsłuchać na bandcampowym profilu Small Stone Recordings.
1. Vanguard (2:46)
2. Plain Truth in a Homespun Dress (4:39)
3. Explorer (6:56)
4. 206 (3:26)
5. Great Attractor (5:17)
6. Grissom (3:30)
7. The Buzzard (3:06)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Ostatnio nawet polubiłem Space Rocki, ale te Siedem Planet mnie nie zachwyciły. Dodałem do ulubionych utwór drugi, bodajże puszczałeś go w LPS. No i ostry Buzzard. Parę tygodni temu prezentowałeś w audycji kawałek składający się ze startu rakiety, dłuuuuugiego lotu i dynamicznego lądowania na nieznanej planecie. To było dobre. Nie pamiętam zespołu. 😊
OdpowiedzUsuń