High Priestess to żeńskie trio z Los Angeles, które
powstało kilka lat temu dzięki staremu dobremu ogłoszeniu. Panie może i trafiły
na siebie przypadkiem, ale wygląda na to, że dogadują się na muzycznej
płaszczyźnie znakomicie, bo po udanym debiucie wskoczyły o poziom wyżej na
swojej drugiej płycie, zatytułowanej Casting the Circle. Zakochałem się
w tej płycie od pierwszego odsłuchu, bo jest tu w zasadzie wszystko, co lubię w
tego typu muzyce. W zasadzie mogłem ten tekst napisać właśnie po pierwszym
odsłuchu i nie różniłby się jakoś znacznie od tego, co czytacie w tej chwili,
ale po kilkunastu kolejnych jestem jeszcze bardziej przekonany, że będzie to
moja tegoroczna czołówka.
Zgodnie z wizerunkiem zespołu, jego nazwą, tytułem i
okładką płyty oraz ogólnym klimatem twórczości High Priestess płyta rozpoczyna
się od czegoś w rodzaju wprowadzenia do rytuału. Hipnotyczne rytmy, klimatyczne
zaśpiewy – zdecydowanie czuć szamańsko-czarodziejski klimat od pierwszych
sekund płyty. Z jednej strony ocult-doom, z drugiej psychodelia. Casting the
Circle to kapitalne otwarcie, genialnie wprowadzające nas w klimat płyty.
Mrok utrzymuje się w utworze Erebus, w której ewidentnie czuć klimat
Black Sabbath, ale w subtelniejszej odsłonie. Do tego gitarę świetnie
uzupełniają świderki organowe, dające jeszcze dodatkowy posmak oldschoolowej
psychodelii. No a wspomniana gitara brzmi pięknie, soczyście, klasycznie. Oczywiście
gnijącą wisienką na tym trącącym kadzidłami i siarką torcie są kapitalne
harmonie wokalne pań, które brzmią razem obłędnie i faktycznie tak, jakby
odprawiały jakiś tajemny rytuał.
Magiczno-mistyczny klimat dominuje w The Hourglass.
Tempo znowu mocno leniwe, ale i ciężar stosowny momentami jest, i przede
wszystkim wspomniany klimat. Wokale fantastycznie kontrastują ten muzyczny
ciężar swoją lekkością i melodyjnością. Niewątpliwie kompozycją, na której
skupiać będzie się największa uwaga słuchaczy, jest Invocation, choćby
dlatego, że trwa ponad 17 minut. Na początku trochę klimatów jakby
śródziemnomorskich, wśród których panie kontynuują swoje obrzędy. Po jakimś
czasie wchodzi rasowe rockowe solo gitarowe trwające dobrych kilka minut, a w
dalszej części numer świetnie się rozkręca, napędzany hipnotycznymi zagrywkami
sekcji rytmicznej, kolejnymi fantastycznymi zagrywkami gitarowymi, ale też
instrumentami klawiszowymi. Po dziesięciu minutach mamy już totalny, mistyczny
odlot. Ave Satanas to już tylko krótkie, głównie wokalne zwieńczenie
płyty, idealnie pasujące na koniec tego mistycznego, mrocznego obrzędu.
Tu wszystko się zgadza – od wizerunku po klimat i każdy
dźwięk. Casting the Circle to album dopracowany w najmniejszych
szczegółach, absolutna psych-doomrockowa perełka, w dodatku znakomicie
wyprodukowana. Moim jedynym zmartwieniem jest to, czy panie będą w stanie
odtworzyć magię wokali na scenie (bo nie miałem do tej pory przyjemności
widzieć ich na żywo), no i czy zrezygnują na żywo ze wstawek organowych, czy
może dołączy do nich dodatkowy muzyk. To jednak oczywiście nie ma żadnego
wpływu na ocenę albumu. A ta musi być bardzo wysoka. Nie wyobrażam sobie, żeby
ta płyta miała zostać pominięta w rankingu najlepszych albumów roku przez
kogokolwiek, kto siedzi właśnie w doomowo-psychodelicznych muzycznych
klimatach, co zresztą już potwierdzają bardzo pozytywne recenzje pisane przez największe
portale zajmujące się właśnie taką muzyką. Znakomita robota. Czekam na więcej!
Płyty możecie posłuchać (oraz kupić ją) na Bandcampie.
1. Casting the Circle (5:10)
2. Erebus (9:37)
3. The Hourglass (6:46)
4. Invocation (17:22)
5. Ave Satanas (3:26)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w niedziele o 20 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Bizon, słucham Twoich audycji i płyt z bloga już parę lat i w życiu bym nie pomyślał, że to będzie Twoja czołówka w Topie płyt roku. Widocznie za mało jeszcze słucham. He he. Jakoś nie mogę się wczuć w te ich rytuały. 😉
OdpowiedzUsuńNo to słuchaliśmy dwóch różnych płyt...
OdpowiedzUsuń"Magia wokali"... hmmm, może jako obrzędowa objazdowa kapela w otoczeniu kadzidełek i zdechłych szczurów, po kilku jointach były by do wytrzymania, na trzeźwo w żadnym razie. Oj, coś naszego Bizona skręciło. Ale to może być młodość, która w stopniu większym odbiera bodźce dźwiękowe podświadomie erotycznie i tym samym dając im większe fory.
Monotonia i nuda, nieporadność instrumentalna - oto co usłyszałem.
Co w niczym nie zmienia faktu, że najlepszą wokalistą jest Zenek Martyniuk, któren tu w chórkach sprawdziłby się znakomicie.
:-))
nie, czuję się całkiem dobrze. lat mam tyle samo, co przy okazji płyt, o których mamy podobne zdanie.
OdpowiedzUsuń