Obecna sytuacja wirusowa dała światu ostro w kość. Niewiele branż odczuło to tak boleśnie jak branża rozrywkowa, która dokonała niezwykłej sztuki, bo stoi i leży jednocześnie. Istnieje spora szansa, że nawet za 30 lat wszyscy będziemy krzywili się na każde wspomnienie roku 2020. Ale to wszystko ma też swoje nieliczne dobre strony. Na przykład niektórzy artyści niespodziewanie nagrali nowe płyty. W kilku przypadkach niespodziewanie także dla samych siebie. Jeszcze niedawno Mariusz Duda ogłaszał, że zamierza w najbliższych latach nagrywać pojedyncze solowe piosenki, które kiedyś w końcu złożą się na cały album wypełniony melodyjnymi utworami, opartymi głównie na brzmieniach akustycznych i właśnie na nieco bardziej „piosenkowym” brzmieniu. A tymczasem dzisiaj otrzymujemy od artysty całą płytę. W dodatku z zupełnie innej bajki niż wspomniane melodyjne piosenki. Mariusz Duda nagrał album elektroniczno-ambientowy, w klimatach mocno inspirowanych muzyką do starych gier komputerowych. Zaskoczeni? No cóż, może samym faktem, że taka płyta powstała właśnie teraz i w tajemnicy, bo tym, że Mariusz zdecydował się właśnie na taki krok, zaskoczony zupełnie nie jestem. Od lat w wywiadach czy w wypowiedziach w social mediach zdradzał swoją miłość do gier oraz do muzyki z niektórych z nich, a także wyrażał zainteresowanie stworzeniem kiedyś czegoś w tym stylu. Może i gra do tej muzyki jeszcze nie powstała, ale to tym gorzej dla branży gier.
Opisywanie poszczególnych kompozycji w tym przypadku jest o tyle trudne, że to w zamyśle autora ma być chyba jednak nierozerwalna całość – takie przynajmniej odnoszę wrażenie. To ma być płyta, którą włączy się i przesłucha w całości, czemu oczywiście sprzyja też jej długość (albo raczej krótkość). Kluczem do zrozumienia tego, co się tutaj dzieje, niech będą słowa samego Mariusza z maila, który dotarł do mnie jakiś tydzień temu wraz z linkiem do odsłuchu płyty: „Chodziło o to, żeby wrócić do czasów arkadówek, pierwszych gier telewizyjnych, Atari, Commodore, czyli zrobić taką rozpikselowaną elektronikę, która trochę nawiąże do Kraftwerka, ale i będzie miała trochę wspólnego ze współczesnym Minecraftem”. Czy to w takim razie płyta wyłącznie dla fanów gier komputerowych i to jeszcze tych dość wiekowych (mowa zarówno o fanach jak i grach)? No a przynajmniej dla tych może nieco młodszych, którzy zainteresowali się tematem na przykład dzięki popularności Stranger Things? Nie, wydaje mi się, że nie trzeba siedzieć w tych klimatach, by docenić to, co tu słyszymy, choć pewnie bycie ich fanem przeszkadzać w odbiorze nie będzie, a i pozwoli zrozumieć, czemu to czy tamto brzmi tu właśnie tak, a nie inaczej. Do moich ulubionych fragmentów tej ponad półgodzinnej wędrówki po kolejnych poziomach nieistniejącej gry należą rozwijające się powoli Isolated, które pełni funkcję czegoś w rodzaju wprowadzenia do całości (czyżby chodziło o izolowanie się od świata zewnętrznego, jakie zapewnia wciąganie się w grę?), fantastyczne Bricks, w którym na początku nienachalnie wieje grozą i mrokiem, ale w dalszej fazie, słuchając tego utworu, mam przed oczami stare gry wyścigowe i odpicowane maszyny mknące pod różowo-pomarańczowym, pikselowym niebem, czy wreszcie Thought Invaders, które skojarzyło mi się z muzyką z klasyków polskiej telewizji lat 80. No i jeszcze transowe Pixel Heart… iiiii jeszcze Unboxing Hope… Cholera, no uprzedzałem, że trudno wybrać z tej całości konkretne utwory, trudno oceniać poszczególne fragmenty w oderwaniu od całości, bo to po prostu płyta, która ma wybrzmieć od pierwszej do ostatniej sekundy.
Gdybym miał porównać Lockdown Spaces do czegokolwiek nagranego wcześniej przez Mariusza (choć nie wiem, czy jakiekolwiek porównania mają tu sens), to naturalnym punktem odniesienia byłby pewnie album Walking on a Flashlight Beam, bo to tam właśnie Mariusz podszedł odważniej w chłodne brzmienia, mocno nasączone klawiszami i klimatem np. new wave. Oczywiście mowa tu jedynie o w pewnym sensie lekko zbliżonym momentami klimacie, bo Lockdown Spaces jest płytą dużo bardziej minimalistyczną, wręcz ascetyczną i przede wszystkim ukierunkowaną wyłącznie na brzmienia elektroniczne i ambientowe, w dodatku niemal wyłącznie instrumentalną. To zupełnie inny rodzaj płyty od wydawnictw Riverside czy Lunatic Soul, więc pewne podobieństwo do wspomnianego albumu jest raczej dość luźne. To nie jest do końca taka typowa, pełnowymiarowa płyta złożona w całości wyłącznie z dopracowanych, rozwiniętych pomysłów. Trochę tu łączników, miniatur, rzeczy tak krótkich, że w zasadzie kończą się, zanim na dobre się w nie wsłuchamy. Ale to wszystko do siebie pasuje i tworzy bardzo interesującą całość – i te dłuższe utwory, w których Mariusz powoli buduje klimat albo zapętla motywy, i te krótkie, mogłoby się wydawać zaledwie zalążki dłuższych kompozycji. Do tego po prostu świetnie się tego słucha, zwłaszcza gdy człowiek ma czas i możliwość całkowicie poświęcić uwagę tym nagraniom. Miałem już okazję przetestować ten album zarówno w warunkach domowych na dobrych głośnikach i słuchawkach, jak i podczas wieczornych spacerów po wyludnionym mieście – w każdym przypadku Lockdown Spaces sprawdza się naprawdę dobrze, choć osobiście najbardziej polecam tę ostatnią opcję.
Problem z ocenianiem płyt wykonawców, których bardzo się lubi i ceni, jest taki, że czasami wydają coś zupełnie innego, niż to, do czego przyzwyczaili, a człowiek i tak doszukuje się, czasem nieco na siłę, plusów, bo chce, żeby mu się spodobało. No jak to? Przecież musi mi się spodobać! Jak nie po pierwszym czy piątym odsłuchu, to może po trzydziestym. W tym przypadku z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że gdyby ten album wyszedł pod innym szyldem i został nagrany przez zupełnie nieznanego mi wykonawcę, zaintrygowałby mnie w takim samym stopniu. Choć oczywiście istnieje spore prawdopodobieństwo, że wtedy nigdy bym na tę płytę nie trafił… Lockdown Spaces przedstawia Mariusza Dudę jako artystę niezwykle wszechstronnego, który nie boi się eksperymentów i odejścia od tego, z czego jest najlepiej znany. Choć tak naprawdę z każdym rokiem znany jest z coraz szerszej, bardziej różnorodnej gamy brzmień. Czy fani to „kupią”? No cóż, pewnie nie wszyscy. Pewnie będą tacy, których to minimalistyczne, „pikselowe” brzmienie nie zachwyci. Podejrzewam, że ta płyta dużo bardziej spodoba się fanom Lunatic Soul niż Riverside (ci drudzy pewnie już dawno pogodzili się z faktem, że Mariusz nie będzie całe życie nagrywał wyłącznie muzyki w klimatach trylogii Reality Dream), choć myślę, że przede wszystkim powinna przypaść do gustu wszystkim słuchaczom minimalistycznego, klimatycznego grania elektroniczno-ambientowego, bez względu na to, czy do tej pory śledzili muzyczne poczynania Dudy, czy nie. Nostalgia to piękne i potężne uczucie. Pewnie gdzieś na świecie istnieją jeszcze salony gier ze starymi automatami. Nie wiem, czy bywają w nich częściej osoby, które pamiętają je ze swojej młodości, czy może raczej ich nastoletnie dzieci (cholera, w sumie to niedługo pewnie nawet wnuki), chcące z ciekawości sprawdzić, jak wyglądał świat przed internetem. Ale chciałbym wejść kiedyś do takiego miejsca i usłyszeć tam sączącą się z głośników muzykę z tej płyty. Odlot mentalny absolutnie gwarantowany.
1. Isolated (5:31)
2. Lockdown Spaces (2:54)
3. Bricks (6:32)
4. Waiting (2:08)
5. Thought Invaders (4:20)
6. Pixel Heart (5:26)
7. Silent Hall (1:09)
8. Unboxing Hope (5:00)
9. Screensaver (0:57)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w niedziele o 20 oraz
na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Choć ambient i elektronika nie są moją ulubioną pieśnią, to cierpliwie wysłuchałem. Od lat daję co jakiś czas szansę polskim twórcom ze szczególnym uwzględnieniem pana D. i wciąż odnoszę wrażenie, że jestem masochistą. Sadystą na bank nie jestem, bo znęcam się wyłącznie nad nieudacznikami, podróbkowiczami i wszelkim badziewiem. Niektórym wydaje się, że jak kiedyś tam usłyszeli krótki fragment Isao Tomity, to już wiedzą o co w tym chodzi. Gówno prawda, nic nie wiedzą. Więc niech przestaną wydawać z siebie puste pierdy. Dotyczy to niestety 100% polskich tfu!rcufff tak mniej więcej od 1989r. A polski rock progresywny ma takie ambicje, że Monty Everesty wysiadajom. Od granicznej daty w/w tak nasi chcą dołączyć do Europy i Świata jak nasz Największy Przwódca wraz z naszym Największym Prezydentę. Wychodzi im to dokładnie tak.
OdpowiedzUsuńNie bez kozery Zenek Martyniuk wraz ze swoim synem zawojowali Internety w kraju. W tym kraju...
Czas izolacji. Straszny czas. Nie dla wszystkich pewnie. Recenzentka płyty na rockserwis.fm (zresztą świetnie pisząca recenzje) stwierdziła, że ,,
OdpowiedzUsuńTen czas stał się idealną okazją do zwolnienia, zatrzymania się, refleksji i takiego pełnego odpoczynku.". No z tym pełnym odpoczynkiem koleżanka chyba trochę przesadziła. Pamiętam pierwsze tygodnie pandemii. Wizja utraty pracy, zachorowania ze skutkiem śmiertelnym, niepewność co do zachowania globalnego. Jednym słowem niebywały strach. Ale wracając do tematu czyli płyty Mariusza to wydaje mi się , że komponował ją gdy nieco "oswoiliśmy" się z wrogiem. A gdybyś nie napisał jaka była istota pomysłu płyty nigdy bym się nie domyślił, że chodzi o ukłon w stronę graczy. Tylko do jakiej gry ta muza by pasowała. Do strzelanek chyba nie, rajdówek też, sportowych tym bardziej. Napewno widzę to, a raczej słyszę w Space grach.🙂 Generalnie całość podoba mi się, choć grałem w epoce minionej tylko w Boulder Dash na Atari he he.
P.S. Rozwikłałeś zagadkę? Bo ja ciągle słyszę Rain Blow. 😊