poniedziałek, 30 lipca 2018

Domadora - Lacuna [2018]


Trudno opisuje się tego typu płyty, bo nie za bardzo jest sens skupiać się mocno na poszczególnych kompozycjach, a do tego ciężko znaleźć – trochę jak w przypadku opisywanego niedawno Mythic Sunship – konkretne cechy, które odróżniałyby jeden album od drugiego. Panowie z instrumentalnego (przynajmniej na tej płycie) francuskiego zespołu Domadora po prostu wydają muzykę, która brzmi, jakby weszli sobie na malutką scenę w psychodelicznej piwnicy i przed grupką podobnych im maniaków, ledwo widoczni pod skąpym światłem i masą suchego lodu, przez kilkadziesiąt minut łoili, co tylko przyjdzie im do głowy. A przychodzą im do głowy pomysły całkiem niezłe.

środa, 25 lipca 2018

Myles Kennedy - Year of the Tiger [2018]


Year of the Tiger to pierwsza solowa płyta Mylesa Kennedy’ego. Na co dzień znamy go raczej z okazałych rockowych produkcji, które wydaje w barwach grupy Alter Bridge czy też w szeregach formacji Slasha. Tym razem Myles po raz pierwszy wędruje solo z gitarą na plecach i prezentuje nam niezwykle osobisty album naznaczony rodzinną tragedią. Jest to w pewnym sensie concept album ukazujący przeżycia rodziny Kennedy’ego w 1974 roku – roku śmierci jego ojca, który zmarł, gdyż jego przekonania religijne nie pozwalały mu na udanie się po pomoc do lekarza. Powinniśmy zatem mieć zupełnie inne podejście do nagrywania, niż w przypadku płyt Slasha czy Alter Bridge. Sugerowała to zresztą poniekąd okładka – bardzo oszczędna, klimatyczna. I niby Myles faktycznie wybrał inną ścieżkę niż z dwiema wspomnianymi grupami, ale jednak czy aż tak od nich odległą?

poniedziałek, 23 lipca 2018

Mouth - Floating [2018]


W tym samym czasie, gdy londyńskie podziemie szalało przy psychodelicznych odjazdach Pink Floyd czy Soft Machine, zasilane przypływającym do stolicy Anglii szmuglowanym towarem wzmacniającym wszelkiego rodzaju doznania, w Niemczech królował krautrock, choć podobno sami Niemcy za tym określeniem nie przepadali. Jak zwał, tak zwał – chodziło w gruncie rzeczy niemal o to samo. Podobnie jak rockowa (lub pop-rockowa) psychodelia, „kosmiczna muzyka” z Niemiec lata największych sukcesów ma już oczywiście dawno za sobą, to jednak nie znaczy, że scena zupełnie padła na ryj. Co jakiś czas wyskakuje kolejny wykonawca znakomicie czujący się w takich muzycznych klimatach. I tak oto przechodzimy do bohaterów tego tekstu – formacji Mouth. Istnieją już od kilkunastu lat, choć dorobek na razie mają dość skromny. Po kilku demówkach i singlach wydawanych niezależnie w formie cyfrowej, oraz jednej płycie dostępnej także jedynie w formie plików, zespół zadebiutował na dobre wydaną w 2017 płytą Vortex, a tym roku poprawił albumem Floating. Kolorowa, banalnie prosta, ale świetnie oddająca klimat płyty okładka, osiem numerów, niecałe 35 minut muzyki. A do tego brzmienie… Wszystko wskazuje na to, że to album sprzed niemal 50 lat, ale zwieść się nie dajcie. To jak najbardziej rzecz świeża, za to znakomicie oddająca ducha kosmicznej psychodelii.

piątek, 20 lipca 2018

The Ugly Kings - Darkness Is My Home [2018]


Darkness Is My Home to pełnowymiarowy debiut australijskiej formacji The Ugly Kings. Co prawda grupa wydała w 2015 roku płytę Of Sins, ale jej długość każe klasyfikować ją raczej jako EP-kę. Na Darkness Is My Home kwartet serwuje słuchaczom dziewięć numerów trwających w sumie 41 minut i trzeba przyznać, że przedstawia się bardzo korzystnie. Swoją muzykę określają mianem power bluesa i to w zasadzie jest trafny opis, bo na płycie znajdziemy i trochę mrocznego rocka, i nawet może odrobinę klimatów stonerowych, ale wszystko bazuje przede wszystkim na bluesowych patentach. Czyli nawet jeśli jest ciężko i głośniej, to zawsze niezwykle melodyjnie i z kapitalnym czuciem.

środa, 18 lipca 2018

Red Smoke Festival - Pleszew, 13-15 VII 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Kolejny Red Smoke Festival za nami. Impreza, która wystartowała kilka lat temu jako lokalny event robiony przez grupkę maniaków dla tylko odrobinę większej grupki maniaków, rozrosła się do miana jednego z najciekawszych festiwali w Polsce i na pewno jednej z czołowych imprez w klimatach stoner/doom/psych w Europie, o czym świadczy to, że kolejny raz organizatorom udało się ściągnąć naprawdę spore nazwy z tych gatunków. Bliskość sklepów, odkrytych basenów, aquaparku czy takiego całkiem zwyczajnego nieaquaparku (no wiecie - drzewa, staw, kaczki... te sprawy) sprawia, że znacznie przyjemniej spędza się te kilka dni pod namiotami, niż na takim Woodstocku, gdzie wszędzie daleko, w powietrzu tona piachu, kolejki na każdym kroku gigantyczne, a do tego warunki sanitarne są, jakie są. Co nie przeszkadzało mi przez wiele lat na Woodstock jeździć, no ale z wiekiem jednak człowiek robi się wygodniejszy i bardziej leniwy. To lenistwo i wygodnictwo sprawiły zresztą, że w tym roku po raz pierwszy (a była to moja czwarta edycja RSF) wybrałem nocleg w wypasionym miejscu za miastem. Biorąc pod uwagę pogodę, była to słuszna decyzja.

Mythic Sunship - Upheaval [2018]


Ci to mają tempo. Ledwie rok temu pisałem o wydanej w kwietniu zeszłego roku piątej płycie duńskiej formacji Mythic Sunship, a na początku tego roku ukazał się kolejny krążek zespołu – Upheaval. Czemu napisanie o tym wydawnictwie zajęło mi aż tyle czasu? No cóż, płyt wychodzi wiele, więc czasem po prostu wydawnictwa grup, o których niedawno już pisałem, spadają na tył kolejki. Ale prawda jest też taka, że z grupą Mythic Sunship mam pewien problem. Lubię ich muzykę, dobrze mi się jej słucha, ale… zupełnie nie jestem w stanie odróżnić od siebie kolejnych płyt.

środa, 11 lipca 2018

Dead Man's Eyes - Words of Prey [2018]


Words of Prey to pierwszy album długogrający niemieckiej formacji Dead Man’s Eyes, która wydawniczo zadebiutowała EP-ką Meet Me in the Desert wydaną w 2013 roku. Choć tak długo to znowu ta płyta nam nie gra, bo ledwie o kilka minut przekracza pół godziny. Taka jednak teraz moda wśród grup obracających się w klimatach retro/psych i ja w zasadzie nie mam nic przeciwko tej modzie. Lepszy lekki niedosyt niż absolutny przesyt. Ważne, żeby muzycznie i brzmieniowo wszystko się zgadzało. A tu się zgadza – byłem o tym przekonany już od pierwszego odsłuchu Words of Prey.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Low Hums - Night Magic Wine / Shine Rock [2017/2018]


Low Hums to kwartet z Seattle. Seattle kojarzy nam się muzycznie dość jednoznacznie, a jeśli dodamy do tego nazwisko producenta płyty – Jacka Endino, który pracował m. in. z Soundgarden czy Nirvaną – to szybko możemy sobie wyrobić oczekiwania. Zbyt szybko. Muzyka Low Hums nie ma wiele wspólnego z rockową sceną Seattle przełomu lat 80. i 90., a raczej ze słonecznym kalifornijskim rockiem i klimatycznym, psychodelicznym, mrocznym, bagnistym bluesem południa Stanów. Night Magic Wine to 10 numerów trwających zaledwie 27 minut (zdaje się, że grupa woli taką „epkową” długość swoich wydawnictw). Znajdziemy na niej mieszankę rock alternatywnego lat 90., może nawet trochę brit-popu, ale z drugiej strony rocka garażowego końca lat 60. i psychodelicznego pop-rocka z podobnego okresu. Wszystko razem tworzy niezwykle przebojową, bardzo przyjemną mieszankę, która szybko wpada w ucho i przez nie zagnieżdża się wygodnie w głowie, z której wcale nie chce wychodzić.