XI edycja Ino-Rock Festival przebiegła pod dyktando norweskiej sceny muzycznej. Gazpacho, Soup oraz Bjørn Riis (na co dzień gitarzysta i główny kompozytor formacji Airbag) zaczarowali Teatr Letni. Wszystkie trzy zespoły mają w Polsce pokaźne grono fanów wśród bywalców festiwalu, więc spotkały się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Mnie szczególnie bliska jest muzyka formacji Soup, której ostatni album okazał się moją ulubioną płytą wydaną w 2017 roku. Koncert w Inowrocławiu potwierdził, że formacja znakomicie potrafi przenieść magię swojej muzyki ze studia na scenę. Fantastycznie zaprezentował się także lider Airbag ze swoim solowym zespołem, który jednak składa się z członków oficjalnego oraz koncertowego składu jego macierzystej formacji, nic więc dziwnego, że usłyszeliśmy zarówno utwory z solowych płyt Riisa, jak i z wydawnictw Airbag. Występ był zaskakująco zróżnicowany i dynamiczny, muszę przyznać, że podobał mi się nawet bardziej niż ostatnie koncerty Airbag. Gazpacho, którzy zagrali na koniec festiwalu i nieco przeciągnęli swój występ, zaprezentowali zarówno materiał z ciepło przyjętej nowej płyty Soyuz, jak i z poprzednich wydawnictw (m.in. Molok i Tick-Tock), a do tego uraczyli fanów udanymi wizualizacjami na ekranie z tyłu sceny towarzyszącymi muzyce grupy i dobrze współgrającymi z jej klimatem.
wtorek, 28 sierpnia 2018
piątek, 24 sierpnia 2018
Black Elephant - Cosmic Blues [2018]
Black Elephant to kwartet z
Włoch, który miał do tej pory na koncie dwa wydawnictwa – dostępne prawdopodobnie
jedynie w formacie cyfrowym lub w bardzo limitowanym nakładzie fizycznym, bo
sam zespół oferuje już w tym momencie tylko pliki. Cosmic Blues to niejako nowy początek dla zespołu, bo to pierwszy
album wydany pod skrzydłami Small Stone Recordings – jednego z ciekawszych
labeli na scenie stonerowo-psychodelicznej. Nie miałem jeszcze okazji zapoznać
się z wcześniejszymi dokonaniami grupy, ale na Cosmic Blues zdecydowanie mamy do czynienia z profesjonalną robotą
i grupą, która już dobrze wie, jak chce grać, i co ważniejsze – wie, jak to
robić.
środa, 22 sierpnia 2018
Grusom - II [2018]
To były bardzo długie trzy lata.
Tyle czasu trzeba było czekać na drugi album duńskiej formacji Grusom. W 2015
roku absolutnie powalili mnie swoim debiutem. Właściwie już po pierwszym
odsłuchu byłem pewny, że to będzie jedna z moich ulubionych płyt 2015 roku.
Kilka miesięcy później okazało się, że żadna inna jej nie przebiła w moim
osobistym rankingu. Płyty słucham z dużą częstotliwością po dziś dzień i z
pełnym przekonaniem umieszczam w gronie najlepszych albumów XXI wieku, a zespół
trafił z miejsca do grupy moich ulubionych współczesnych wykonawców. Dodam
nawet nieskromnie, że udało się przekonać do tej formacji dość pokaźne (jak na
moje skromne możliwości) grono czytelników bloga i słuchaczy mojej audycji w
rockserwis.fm. Tak, to były bardzo długie trzy lata. Na szczęście dłużej nie
trzeba już czekać. Już za kilka dni do sprzedaży trafi Grusom II i powiem wam jedno – jeśli uwielbiacie debiut tak mocno,
jak ja, możecie dwójkę brać w ciemno.
niedziela, 19 sierpnia 2018
Osada Vida - Variomatic [2018]
Osada Vida od lat uznawana jest
za jeden z ciekawszych zespołów „polskiej sceny progresywnej”
(cudzysłów celowy, bo mam poważne wątpliwości, czy taka scena faktycznie
istnieje, ale to temat na inną dyskusję), ale zmiany w składzie, zwłaszcza na pozycji
wokalisty, rzadko dobrze służą formacjom, które chcą wyrobić sobie pozycję w
branży. Przyznam, że o ile wczesne dokonania zespołu jakiś czas temu mnie
zaintrygowały, o tyle te nieco późniejsze już były mi generalnie mocno
obojętne. Oczekiwań zatem nie miałem także szczególnie wygórowanych po nowym
albumie grupy, pierwszym z wokalistą Marcelem Lisiakiem, prywatnie bratem
basisty (i byłego wokalisty) zespołu, Łukasza. Zero ekscytacji przed odsłuchem –
jak się spodoba, to fajnie. Jeśli nie, to płakać nie będę i przejdę do
kolejnych płyt. Takie miałem nastawienie. I może był to dobry pomysł, bo efekt
jest taki, że płyta niespodziewanie dla mnie samego przypadła mi do gustu.
czwartek, 9 sierpnia 2018
Willow Child - Paradise & Nadir [2018]
Niemiecką formację Willow Child
poznałem – jak to często bywa – przez przypadek. Ale był to przypadek
sprowokowany. Szukaniem. Tak, misie pysie. „Jak ty wynajdujesz te wszystkie
zespoły?”, słyszę często. Żeby coś znaleźć, bardzo często trzeba tego szukać.
Ja na przykład szukam dobrej muzyki. Takie tam hobby. I czasem na taką właśnie
trafiam. Muzyka zawarta na pierwszej dużej płycie tego kwintetu zauroczyła mnie
od pierwszych momentów kompozycji otwierającej album Paradise & Nadir. Od razu też nasunęła jednoznaczne
skojarzenia, które jednak w żaden sposób nie przeszkodziły mi w cieszeniu się
tymi dźwiękami.
sobota, 4 sierpnia 2018
Lucifer - Lucifer II [2018]
Niemiecka formacja Lucifer
zadebiutowała trzy lata temu i zdołała od razu zainteresować swoim okultystycznym
retro rockiem spore grono fanów tego typu klimatów. Przyjemne, z jednej strony
ciężkie, lecz z drugiej bardzo melodyjne granie i bardzo miły dla ucha głos
wokalistki sprawiły, że od razu dotarli do całkiem licznej grupy odbiorców. Ale
potem nastąpiło parę zmian w składzie (m.in. odejście głównego – poza wokalistą
– kompozytora Gaza Jenningsa, byłego gitarzysty Cathedral), a zapowiadana płyta
numer dwa jakoś się nie ukazywała. Do teraz. Album zatytułowany po prostu II już jest dostępny i zdecydowanie nie
zawodzi rozbudzonych przez bardzo przyjemną Jedynkę
nadziei.
środa, 1 sierpnia 2018
Welshly Arms - No Place Is Home [2018]
Pochodzącą z Cleveland formację
Welshly Arms poznałem w 2015 roku, krótko po premierze jej debiutanckiego
albumu. Zrobili na mnie naprawdę spore wrażenie swoją mieszanką blues rocka,
R&B, nowoczesnej rockowej alternatywy czy nawet glam rocka. Nic dziwnego,
że trafili do czołówki moich ulubionych płyt 2015 roku. Oczekiwania wobec
kolejnych nagrań miałem więc duże i niestety dość szybko zostałem sprowadzony
na ziemię. O ile niesamowicie przebojowemu singlowi Legendary nie sposób odmówić tego, że całkiem słusznie pozwolił
grupie przebić się do mainstreamu, o tyle pozostałe nowe nagrania nie napawały
optymizmem. Podobnie zresztą jak promocja „na bogato” ze strony wielkiej
wytwórni, występy w popularnych programach amerykańskiej telewizji, wykorzystanie
Legendary w reklamach, filmach,
serialach, programach telewizyjnych i wszystkich innych możliwych miejscach
oraz inne historie, które świadczyły o tym, że formacja „idzie w komercje”. No
ale chwilunia. Przecież Rival Sons też występują w sławnych programach typu
talk show, jeżdżą w trasy z największymi zespołami w historii rocka (i na pewno
nie jest to tylko kwestia tego, że temu czy tamtemu muzykowi się spodobali –
nie bądźmy naiwni), a przy tym absolutnie nie zaprzedali się demonowi komercji,
więc i Welshly Arms sobie poradzą z pokusą, prawda? Nieprawda. No kurwa,
nieprawda…
Subskrybuj:
Posty (Atom)