Jeśli chodzi o zespół Def Leppard, to sądziłem, że niczym
mnie już w życiu nie zaskoczą. Znam ich muzykę od ponad 30 lat, mam niemal
wszystko, co kiedykolwiek wydali (wliczając w to single na winylach i
kompaktach), słyszałem zapewne wszystko, co nagrali, mógłbym wdawać się w
wielogodzinne dyskusje na temat każdej płyty oraz strony B singla (tylko z
kim?). A jednak udało im się sprawić pewną niespodziankę, gdy niedawno
ogłosili, że w maju ukaże się album Drastic Symphonies. To coś na
kształt płyty „best of”, tyle że po pierwsze… wcale nie z samymi przebojami, a
po drugie w wersjach nagranych z Royal Philharmonic Orchestra. Nie są to jednak
do końca ani zupełnie nowe wersje utworów, ani tylko dogrywki partii orkiestry
do istniejących i znanych od dawna śladów. To… mieszanka tych opcji. Mogło
wyjść świetnie, mogło wyjść strasznie. Wyszło… całkiem nieźle, choć nierówno.