Medusa’s Disco – wbrew pozorom
wcale nie pierwszy, a już piąty album formacji o takiej nazwie – to jedna z
tych płyt, które niby podobają się od pierwszego odsłuchu, ale tak naprawdę
dopiero po kilku miesiącach człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak chętnie do
nich wraca. Tak przynajmniej jest ze mną. Płyta ukazała się w maju, w audycji
prezentowałem jej obszerne fragmenty już w sierpniu i wrześniu, ale dopiero
teraz dotarło do mnie, że brak tekstu o tym krążku byłby jednak z mojej strony
sporym niedopatrzeniem, nawet w roku, w którym prawie na blogu nie pisałem, bo
to album, który z pewnością znajdzie się w czołówce moich ulubionych
tegorocznych wydawnictw. Zespół pochodzi z Pensylwanii, istnieje od 10 lat, ale
nigdy wcześniej jakoś na nich nie trafiłem, mimo że mieli już kilka płyt na
koncie. Tak się zdarza. Przy tylu nowych zespołach działających poza
mainstreamem (jak większość grup rockowych obecnie) siłą rzeczy umyka mi sporo
świetnej muzyki, i to mimo odsłuchiwania niemal 300 nowych płyt każdego roku.
Tym razem jednak z całej puli nowości wytypowałem między innymi właśnie ich,
pewnie częściowo dzięki prostej, ale intrygującej i przyjemnej dla oka okładce.