Gdy w 2015 roku zespół Lion
Shepherd – formacja stworzona niejako na gruzach grupy Maqama – wydawał swój
debiutancki album, narobił sporo zamieszania na rodzimej scenie rockowej. O
płycie Hiraeth szybko zrobiło się
głośno, bo zespół proponował muzycznie coś, czego za dużo w polskim rocku nie
ma – znakomite połączenie mocy i intensywności z wplecionymi niezwykle sprawnie
elementami muzyki bliskowschodniej. I być może niemal cztery lata później, przy
okazji trzeciego studyjnego krążka formacji, takie połączenie już nie
zaskakuje, ale w niczym nie traci na jakości. III – bo taki tytuł nosi album – to także w pewnym sensie świeży
start, bo po raz pierwszy do wokalisty Kamila Haidara i gitarzysty Mateusza
Owczarka dołączył trzeci stały muzyk formacji – perkusista Maciej Gołyźniak.
niedziela, 31 marca 2019
piątek, 22 marca 2019
J.D. Simo - Off at 11 [2019]
Po kilku świetnych płytach
wydanych pod szyldem Simo, wokalista i gitarzysta tej formacji – J.D. Simo –
postanowił wypuścić album solowy. Może to wyglądać nieco dziwnie, wszak zespół
też przecież firmował własnym nazwiskiem, ale może tym razem, po rozwiązaniu
tria, potrzebował podkreślić jeszcze bardziej, że te kompozycje to jego
osobiste dzieło? Choć w sumie autorstwo poszczególnych numerów tej tezy nie
potwierdza. Przyznam, że nie do końca wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Grunt,
że muzyczny klimat w zasadzie się nie zmienił, nie zmieniła się też stale
wysoka jakość kompozycji i ich wykonania, a to w tym wszystkim najważniejsze.
Nagrany w nowym, własnym studiu w Nashville album Off at 11 to zatem oficjalnie pierwszy prawdziwie solowy studyjny
krążek amerykańskiego muzyka.
piątek, 15 marca 2019
Siena Root - Piekary Śląskie [Andaluzja], 14 III 2019 [galeria zdjęć]
Pomieszczenie przypominające świetlicę szkolną to chyba ostatnie miejsce, gdzie spodziewałbym się zobaczyć zespół Siena Root. A jednak właśnie w takim miejscu - w OK Andaluzja w Piekarach Śląskich - grupa zainaugurowała swoją trzecią wizytę w Polsce. Niby blisko chorzowskiej Leśniczówki, w której grali dwukrotnie w ostatnich dwóch latach, a jakże daleko jeśli chodzi o klimat miejsca. Ale dobre zespoły poznać można na przykład po tym, że wszędzie zaprezentują się świetnie. Nawet na świetlicy. Poznać można je też po tym, że potrafią błyskawicznie przystosować się do sytuacji awaryjnych. W połowie jednej z kompozycji padła część zasilania - scena pogrążyła się w ciemnościach, straciliśmy też nagle część mocy odsłuchowej. Wystarczyły jedno czy dwa szybkie spojrzenia i gesty pomiędzy muzykami i nagle w środku utworu dostaliśmy solo na perkusji, które szybko przerodziło się w improwizację muzyków szwedzkiej grupy. Równie gładko poszło, gdy po kilku minutach w trakcie tego samego utworu moc wróciła. Gdybyśmy słuchali bootlegu audio z tego koncertu, osoba, która na występie nie była, nie zauważyłaby nawet, że cokolwiek się stało. Chyba że po entuzjastycznej reakcji publiczności, która doceniła ten nagły zwrot akcji i sposób, w jaki artyści wyszli z opresji. Takie sytuacje pokazują, czy na scenie mamy prawdziwych muzyków, czy chałturników jadących po tych samych wyuczonych schematach.
czwartek, 14 marca 2019
Dream Theater - Distance Over Time [2019]
The Astonishing to pierwsza płyta Dream Theater, której nie kupiłem.
To dość stanowczy krok dla kogoś, kto do tej pory kupował wszystkie albumy
studyjne i koncertowe oraz większość oficjalnych bootlegów grupy, a
jednocześnie cierpi na ten rodzaj zbieractwa, przy którym brak jednej czy dwóch
płyt w dużej kolekcji jest nie do zniesienia niczym niedomknięta szuflada albo
firanka zaczepiona o kwiatek (ups, przy okazji wydało się też inne moje
dziwactwo…). A jednak The Astonishing
nie kupiłem. Ani wtedy, ani przez kolejne trzy lata. To było zbyt wiele.
Potrafiłem odnaleźć ciekawe rzeczy na dwóch pierwszych płytach po odejściu Mike’a
Portnoya, choć nie zachwycały mnie jako całość. Niestety The Astonishing było kilkoma krokami za daleko. Postawiłem na tym
zespole krzyżyk. Na premierę Distance Over
Time – pierwszej płyty Dream Theater od trzech lat – nie czekałem wcale.
Nie ekscytowałem się, nie wypatrywałem dat i pierwszych szczegółów. Kompletny
brak zainteresowania. I może dlatego – wobec całkowitego braku oczekiwań –
jestem na niej w stanie znaleźć pewne pozytywy, co nie miało miejsca przy
poprzedniczce.
wtorek, 12 marca 2019
Motorpsycho - The Crucible [2019]
Grupa Motorpsycho to jeden z tych
zespołów, które ciągle ewoluują. Trudno znaleźć dwie płyty tej formacji, które
byłyby do siebie jakoś bardzo podobne. Nic więc dziwnego, że na The Crucible nie zdecydowali się na
powtórzenie formuły z The Tower i to
mimo tego, że klimat okładki (ten sam autor) oraz ogólne brzmienie do
poprzedniczki nawiązują. Słychać od razu, że to ten sam zespół, co na ostatniej
płycie, tyle że tam mieliśmy około 80 minut muzyki podzielonej na dwie dość
mocno poszatkowane na mniejsze fragmenty płyty, tymczasem tu mamy ledwie 40
minut dźwięków podzielonych na zaledwie trzy bardzo rozbudowane numery. Czyli
niby brzmienie od The Tower
specjalnie się nie zmieniło, ale już odbiór krążka i samo podejście do niego na
pewno muszą być inne.
niedziela, 10 marca 2019
Spidergawd - V [2019]
Spidergawd to rockowy kwartet z
Norwegii, który do niedawna łączyły mocne personalne więzy z chyba jednak
bardziej znaną u nas formacją Motorpsycho. Więzy te już od jakiegoś czasu nie
istnieją wobec zmian w składach obu zespołów, ale nie oznacza to absolutnie, że
nagle którakolwiek z tych grup ucierpiała na tym muzycznie. Obie wydały w
pierwszych miesiącach tego roku nowe płyty. Motorpsycho – o czym już niedługo –
skupili się tym razem na długich formach i budowaniu klimatu, Spidergawd robią
zaś to, co lubią najbardziej. Kopią rockowe odwłoki wysokooktanowym,
dynamicznym, gęstym, ale jednocześnie cholernie przebojowym hard rockiem,
łączącym klimat lat 70. z latami 90.
środa, 6 marca 2019
The Claypool Lennon Delirium - South of Reality [2019]
Les Claypool to jeden z
największych kosmitów w świecie rocka, ale też niewątpliwie jeden z najbardziej
cenionych w branży basistów. Znany przede wszystkim jako właśnie basista i
wokalista eksperymentalnej grupy Primus, która w swojej muzyce łączy elementy
rocka progresywnego, funku, rocka alternatywnego czy muzyki awangardowej. Swego
czasu nie wybrany na następcę Cliffa Burtona w Metallice, bo był wedle samych
muzyków grupy „za dobry”, ma na koncie współpracę z takimi artystami jak Tom
Waits, Alex Lifeson, Jerry Cantrell, Adrian Belew czy Gov’t Mule. No i z
Metalliką, bo przecież pojawił się jako jeden z przyjaciół grupy w coverze Tuesday’s Gone. Sean Lennon, z tych
Lennonów… Urodzony w 1975 roku syn Johna Lennona i Yoko Ono to muzyk,
kompozytor, autor muzyki filmowej, producent i aktor. Ma na koncie m.in. występ
w filmie Moonwalker, dwa albumy
solowe, był też członkiem reaktywowanej w XXI wieku grupy Plastik Ono Band,
dowodzonej przez jego matkę. Na szczęście talent muzyczny odziedziczył
zdecydowanie po ojcu, podobnie zresztą jak głos. Od 2015 roku ci dwaj panowie
tworzą wspólnie grupę The Claypool Lennon Delirium. W 2016 roku wydali pierwszą
płytę, w 2017 roku wypuścili Ep-kę z coverami, na której znalazły się m.in.
nagrania Pink Floyd, The Who i King Crimson, zaś pod koniec lutego ukazał się
drugi duży album formacji, zatytułowany South
of Reality.
Etykiety:
2019,
acid rock,
best of 2019,
les claypool,
primus,
progressive rock,
psychedelic rock,
recenzja,
sean lennon,
south of reality,
the claypool lennon delirium
wtorek, 5 marca 2019
Reignwolf - Hear Me Out [2019]
Reignwolf to ciekawe zjawisko na
scenie muzycznej. Projekt, który w zasadzie niczego jeszcze wielkiego nie
dokonał, nie dał jakichś poważniejszych podstaw do tego, żeby wyczekiwać
pierwszego oficjalnego wydawnictwa z niecierpliwością i ekscytacją, ale… no
cóż, tak w pewnym sensie właśnie było. Formacja była obecna w świadomości
słuchaczy już od ładnych kilku lat, zaliczyła trasę z Black Sabbath, wypuściła
parę singli, pojawiała się na YouTube przy okazji różnych sesji muzycznych dla
stacji radiowych, generalnie robiła wokół siebie sporo zamieszania, ale wciąż
nie miała na koncie dużej płyty. To się właśnie zmieniło, choć… no nie do
końca, bo krążek Hear Me Out trwa
poniżej 30 minut. Technicznie jest więc według amerykańskich zasad EP-ką, a
według brytyjskich pełnoprawnym albumem. I bądź tu mądry. To jednak tylko nie
do końca istotne kwestie techniczne. Grunt, że zespół w końcu coś wydał. Ale
chwila – czy to w ogóle jest zespół? Zaczyna boleć mnie głowa.
niedziela, 3 marca 2019
The Lunar Effect - Calm Before the Calm [2019]
The Lunar Effect to kwartet z
Londynu. Okładka ich nowej płyty – pierwszego dużego wydawnictwa, bo do tej
pory formacja mogła się pochwalić wydanymi niezależnie EP-kami – powinna zdradzać
mniej więcej, w jakich muzycznych rejonach porusza się ten zespół. Choć gdy już
włączymy samą płytę, okazuje się, że jednak być może zdradza mniej niż więcej… Co
wcale nie jest złą wiadomością, bo efekt finalny jest znacznie ciekawszy, niż
się spodziewałem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)