Nowy krążek Joego Bonamassy to płyta,
na którą z jednej strony czekałem, a z drugiej bałem się jej. Poprzedni studyjny
album gitarzysty – Different Shades of Blue, który zresztą opisywałem po jego premierze na tym blogu – straszliwie
mnie wynudził. Niby brzmiał w porządku, ale nie było tam nic, co jakoś przyciągałoby
uwagę, a przede wszystkim zachęcało do tego, żeby sięgać po to wydawnictwo
ponownie. Przyznam, że nie słuchałem tamtej płyty od czasu napisania tamtego
tekstu i ani przez chwilę nie było mi z tego powodu źle. Była jednowymiarowa,
przewidywalna i po prostu nudna. Intrygująca, klimatyczna okładka Blues of Desperation oraz ciekawy
pierwszy singiel w postaci Drive
dawały jednak sporą nadzieję na to, że nowy krążek wywoła zupełnie inne reakcje
mojego organizmu. I faktycznie – od ładnych kilku lat żadna nowa solowa płyta
Bonamassy nie podobała mi się tak bardzo.
czwartek, 31 marca 2016
niedziela, 27 marca 2016
Black Mountain - IV [2016]
Black Mountain to kolejny
przykład grupy, na którą trafiam przypadkiem, i która całkowicie powala mnie
już przy pierwszym naszym kontakcie. Czasami trzeba mieć po prostu trochę szczęścia.
Trafić na coś na chybił-trafił pośród dziesiątek czy setek utworów i zespołów
polecanych przez znajomych, autorów blogów czy duże portale muzyczne.
Zdecydować – strzelam w to i może mi się spodoba. Któregoś dnia w zeszłym
tygodniu mój wybór padł zupełnie na ślepo na Black Mountain i ich najnowszą
płytę IV, która oficjalnie ukaże się
1 kwietnia. Nawet ja podejmuję czasem właściwe decyzje, cóż z tego, że
przypadkiem. Po jednym odsłuchu tego krążka byłem już mocno zauroczony nowym
wydawnictwem kanadyjskiej formacji. Po kilkunastu kolejnych jestem na amen
zakochany i gotowy, żeby oświadczyć się całemu zespołowi i zapisać mu w spadku
cały mój dobytek.
czwartek, 24 marca 2016
Votum - :KTONIK: [2016]
Nie da się ukryć, że dla każdej
grupy z przynajmniej kilkuletnim stażem i kilkoma płytami na koncie zmiana
składu (w tym zwłaszcza wymiana wokalisty) to spory krok. Łatwo się przy nim
potknąć i wyrżnąć z hukiem o podłoże. Czasem jednak okazuje się, że wszystkim
wychodzi to na dobre. Grupie Votum odświeżenie stanu personalnego chyba służy,
bo otwarcie nowego etapu w historii grupy w postaci czwartej płyty :KTONIK: zostało przyjęte wręcz
entuzjastycznie w kręgach fanów szeroko pojętej muzyki progresywnej. Nie jest
to jednak znienawidzone przez niektórych przeciwników tego gatunku pitolenie po
skalach i sztuka dla sztuki. To zupełnie inny rodzaj muzycznej ekspresji. Votum
w roku 2016 to zespół bazujący przede wszystkim na klimacie i intensywności
brzmienia, nie na efektownych solówkach i zapierających dech w piersi partiach
instrumentalnych. Dla niektórych będzie to zaleta, innych może zniechęcić lub
nawet odstraszyć.
poniedziałek, 21 marca 2016
Spiritual Beggars - Sunrise to Sundown [2016]
Członkowie formacji Spiritual
Beggars z każdym kolejnym albumem odchodzą coraz dalej nie tylko od ciężkiego
metalu, który niektórzy z nich grają w swoich macierzystych formacjach (wszak
Spiritual Beggars to wciąż w dużej mierze projekt poboczny), lecz także od
mocno stonerowych początków tej formacji. Już na Earth Blues mieliśmy do czynienia z klasycznym hardrockowym
brzmieniem z silnymi wpływami bluesa. Najnowszy krążek szwedzkiego zespołu to w
zasadzie jeden wielki hołd dla „Purpurowej Rodziny”. Przeciwnicy muzycznego
powielania wzorców sprzed 40 lat będą rwali sobie resztki włosów z głowy,
wielbiciele Deep Purple czy Rainbow będą wniebowzięci. A co z fanami deathmetalowego
Arch Enemy, w którym na co dzień gra szef Spiritual Beggars Michael Amott oraz
basista Sharlee D’Angelo? No cóż, ci chyba już się zorientowali, że muzycy ich
ulubionego wrzaskmetalowego zespołu mają też nieco łagodniejszą twarz i lubią
sobie pograć klasycznie hardrockowo dla odmiany. Całe szczęście, bo wychodzi im
to kapitalnie!
środa, 16 marca 2016
Signal to Noise Ratio - Work in Progress [2016]
Polska chyba w końcu dogania
zachód i północ Europy w pragnieniu powrotu do dźwięków, które królowały w
muzyce dobrych 45 czy 50 lat temu. Do tego, że co chwila pojawiają się kolejne zagraniczne
grupy, które śmiało wchodzą w klimaty rockowej psychodelii, już się przyzwyczailiśmy.
Do niedawna podobny krok w wykonaniu muzyków z Polski był rzadkością, ale chyba
w końcu mamy pewien trend w polskim muzycznym podziemiu (bo nie oszukujmy się –
mainstream to wciąż w 95% niestrawne pseudomuzyczne gówno). W trend ten
świetnie wpisuje się formacja Signal to Noise Ratio, która wydaje właśnie
krążek Work in Progress. Jest to w
zasadzie zbiór utworów, które powstawały przez kilka ostatnich lat z różnych
okazji. Niektóre z myślą o konkursach, inne jako ścieżka dźwiękowa do filmu,
jeszcze inne na płytę, która nigdy nie została ukończona. Można więc uznać, że Work in Progress to takie „the best of”
tego młodego zespołu – zbiór najlepszych nagrań, nad którymi pracowała trójka
muzyków tej formacji. Tym bardziej dziwi to, że to wszystko naprawdę „trzyma
się kupy” i brzmi spójnie.
poniedziałek, 14 marca 2016
The Wild Feathers - Lonely Is a Lifetime [2016]
Pochodząca z Nashville grupa The
Wild Feathers w zasadzie obraca się w klimatach, które nie do końca pokrywają
się z moim muzycznym światem. To styl, który często określany jest jako americana,
czyli zbitka folku, country czy rock ‘n’ rolla. Na debiutanckiej płycie
formacji, wydanej w 2013 roku, sporo było naleciałości rockowych oraz
dynamicznych, wpadających w ucho melodii. Owszem, country czasem też dało się
usłyszeć, ale nawet te nieco naiwne choć urocze naleciałości rodem z tego
gatunku nie psuły odbioru krążka zatytułowanego po prostu The Wild Feathers. Całość, mimo pewnej brzmieniowej polerki i
jednak łatwo wyczuwalnego nastawienia na radio, sprawiała naprawdę dobre
wrażenie – do tego stopnia, że po przypadkowym odkryciu tej grupy i usłyszeniu
kilku utworów, postanowiłem kupić płytę, choć – jak już wspominałem – raczej nieczęsto
zapuszczam się w takie muzyczne rejony. Obserwowałem, co dzieje się w zespole.
Mijały kolejne miesiące i lata, a albumu drugiego nie było widać, za to w
międzyczasie skład uszczuplił się o jednego z muzyków. Wreszcie po niemal
trzech latach od premiery debiutu ukazuje się album Lonely Is a Lifetime. Nie żebym wyczekiwał tej płyty, obgryzając
paznokcie i wiercąc się w fotelu, ale byłem ciekaw, czy panom z The Wild
Feathers uda się na przekór mojemu gustowi muzycznemu po raz drugi zaskoczyć i
przyciągnąć mnie do siebie. No niestety, chyba się nie uda.
czwartek, 10 marca 2016
Iggy Pop - Post Pop Depression [2016]
Gdybym miał dawać tekstom na
blogu jakieś tytuły, ten pewnie należałoby zatytułować: „Zaskakująca supergrupa”.
Powstawanie tej płyty trzymano w tajemnicy, a gdy w końcu wszystko wyszło na
jaw, zrobił się wokół tego projektu spory hałas. No bo jakżeby inaczej?
Legendarny Iggy Pop komponuje i nagrywa z jednym z bardziej rozchwytywanych
muzyków rockowych ostatniego ćwierćwiecza – Joshem Hommem. W dodatku do składu
zespołu dołącza kolega Homme’a z Queens of the Stone Age Dean Fertita oraz
perkusista Arctic Monkeys Matt Helders. Pewnie niewielu spodziewałoby się
takiego składu osobowego nowej grupy i choć kwartet ten nagrał płytę, która
wydana zostaje jako solowy krążek Popa, to niepostrzeżenie powstała na naszych
oczach w pewnym sensie supergrupa rockowa, o czym świadczy także to, że na
okładce płyty widzimy nie tylko całą czwórkę muzyków, ale i ich nazwiska. Nigdy
nie byłem wielkim fanem Popa. Bardziej go cenię, niż lubię. Queens of the Stone
Age i inne projekty Homme’a to też nie moja bajka, nie mówiąc o Arctic Monkeys,
ale taki skład zwraca uwagę i pomyślałem, że ta mieszanka może zaowocować
całkiem niezłą muzyką. Oczywiście mogło się skończyć jak w przypadku Lulu Metalliki i Lou Reeda… Na szczęście
wyszło zupełnie inaczej.
wtorek, 8 marca 2016
DeWolff - Roux-Ga-Roux [2016]
Przyznam, że do niedawna nazwa
DeWolff nic mi nie mówiła. Tymczasem płyta Roux-Ga-Roux,
która ukazała się 5 lutego, to już piąty album w dorobku holenderskiego tria i
wygląda na to, że panowie zdążyli przekonać do siebie całkiem spore grono
słuchaczy swoją ciekawą mieszanką brzmień blues-rockowych i psychodelicznych, a
czasem i progresywnych. Połączenie dość niezwykłe i pewnie częściowo stąd także
łatwo zwrócić na nich uwagę, no bo przyznacie, że blues raczej średnio kojarzy
się z jakimkolwiek muzycznym progresem czy z kosmicznymi odlotami. Na nowym
albumie zdecydowanie bliżej im do pierwszego ze wspomnianych gatunków, co
zresztą niekoniecznie spodobało się niektórym wielbicielom ich wcześniejszych
płyt. Ale to spore uproszczenie, bo Roux-Ga-Roux
to wiele muzycznych odcieni. Holendrzy grają przebojowo, chwytliwie i bardzo
melodyjnie. Czy coś w tym złego? Tylko jeśli nie przepada się za tymi cechami w
muzyce.
wtorek, 1 marca 2016
Votum / Kingcrow [support: Soul Skeleton] - Warszawa [Progresja], 26 II 2016 [galeria zdjęć]
To był bardzo ciekawy wieczór, wypełniony różnorodnymi odcieniami ciężkiej muzyki. Grający jako support Soul Skeleton przejechał walcem po zgromadzonej publiczności, pierwsza z głównych gwiazd – włoska formacja Kingcrow – zaprezentowała świetną mieszankę muzyki progresywnej i dynamicznego, wpadającego w ucho rocka, zaś drugi headliner – polska grupa Votum – postawiła na ciężar i klimat tworzony nie tylko dzięki muzyce, ale także dzięki efektownej (choć niezbyt przyjaznej fotografom) oprawie świetlnej. Obie gwiazdy wieczoru skupiły się w dużej mierze na materiale z ich ostatnich płyt – wydanego w zeszłym roku krążka Eidos (Kingcrow) oraz albumu :KTONIK: (Votum), który swoją premierę miał w dzień występu. I szkoda tylko, że te naprawdę udane występy oklaskiwała niewielka jak na pojemność warszawskiej Progresji publiczność. Czyżby Polacy byli już tak zmanierowani koncertowo, że na występy, za które nie trzeba płacić po kilkaset złotych, mało kto zwraca uwagę?
Subskrybuj:
Posty (Atom)