Na płycie znajdziemy siedem w większości dość rozbudowanych numerów, co razem da nam niemal trzy kwadranse muzyki. Najważniejsza rzecz, jaką trzeba wiedzieć o muzyce zespołu – obok wokalu i tradycyjnego instrumentarium w muzyce, która zazwyczaj się tu pojawia, czyli gitary, basu i perkusji, mamy tu także saksofony. Liczba mnoga. W składzie jest bowiem dwóch panów obsługujących właśnie ten instrument. Wspominam o tym, bo po pierwszych sekundach otwierającego album Master Healer można by pomyśleć, że to zespół stricte rockowy. Panowie jednak szybko wyprowadzają nas z błędu. Rockowych elementów z całą pewnością tu nie brakuje, ale stanowią zaledwie część brzmienia zespołu. Towarzyszą im elementy mrocznego folku i gęstego, ciężkiego jazzu. Więcej przestrzeni i luzu mamy w Into Form, w czym zasługa także bardziej jazzowych rytmów perkusyjnych. Fajnie do tej pełnej luzu muzyki pasuje dość wysoki, bardziej folkowy jednak niż rockowy wokal. Przyjemnie buja Oceans, w którym lekkie, wpadające w ucho zwrotki ciekawie mieszają się z mocnymi, gęstymi bezsłownymi „refrenami” wiedzionymi saksofonowym motywem i mocnym riffem rodem z rocka alternatywnego lat 90.
Kapitalna perkusja napędza Reflections. Po takim tytule można by się spodziewać spokojnego, klimatycznego numeru do zadumy, tymczasem wspomniana perkusja do spółki z basem zdecydowanie nie pozwalają nam zbyt daleko odpłynąć, a saksofony znowu serwują wpadającą w ucho melodię, niejako zastępującą tu linię wokalu. Sonar rozpoczyna się bardzo niespodziewanie folkowym zaśpiewem, który (nie wiem, czy słusznie) umiejscawiam gdzieś w północnej Afryce. Zaśpiew ten zresztą powraca co jakiś czas, będąc czymś w rodzaju refrenu w tym w zasadzie instrumentalnym (poza tą wokalizą) numerze. Instrumentalnie jest tu początkowo spokojniej, panowie przyjemnie bujają i wydaje się, że w takim klimacie będziemy się utrzymywać cały czas, ale po niecałych trzech minutach mamy nagłą zmianę na brzmienia intensywniejsze, dynamiczniejsze, zdecydowanie bardziej nawiązujące znowu do muzyki folkowej rodem z Afryki. Później znowu trochę motywów psychodelicznych z popisami na przesterowanej gitarze i przyjemnym basem oraz okazjonalnymi wyciszeniami. Więcej mroku pojawia się w Radio Child, wraca też bardziej tradycyjny wokal. Tu mamy chyba najwięcej tego mroku, najwięcej „dołów”, brudnego, przesterowanego rocka, ale też najwięcej hipnotyzowania zapętleniami. Nieco więcej „życia” i luzu wprowadza w pierwszej części zamykające album Traces. Tu znowu numer do pogibania się po tym mrocznym fragmencie sprzed chwili, choć już jego ostatnia cześć ponownie nieco spokojniejsza, w dodatku koniec przychodzi z zaskoczenia (jak często w życiu). I tak to sobie zespół przeplata – bardzo udanie, muszę przyznać.
Breathe Into Form to bardzo ciekawy debiut płytowy, który może przypaść do gustu nie tylko fanom klimatów rockowych. Zespół zaczynał od mieszanki jazzu, folku, funku i soulu, nie stronił od klimatów afrobeat. Wszystkie te elementy są także w mniejszym lub większym stopniu obecne na pierwszej dużej płycie, choć tu już wymieszane zostały z psychodelią i klimatami rockowymi. W efekcie obok znakomitych partii saksofonów i świetnych, niemal „tanecznych” rytmów mamy też mroczne, psychodeliczne odloty i naprawdę dobre motywy gitarowe. To muzyka, która ma szansę zainteresować zarówno słuchaczy rocka psychodelicznego jak i tych, którzy czasami lubią pobujać się w klubach do czegoś ambitniejszego niż banalny umcyk. Zdecydowanie nie da się ich wrzucić do żadnej konkretnej muzycznej szufladki – i bardzo dobrze.
Premiera: 23 maja 2025 r.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
---
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz