Ani się obejrzeliśmy, a
debiutująca jeszcze niedawno duńska formacja The Sonic Dawn wydaje swoją
trzecią studyjną płytę. Polubiłem ich bardzo od pierwszego kontaktu z ich
muzyką dwa czy trzy lata temu, bo to taki rodzaj niezwykle lekkiej,
bezpretensjonalnej pop-rockowej psychodelii końca lat 60., który ja bardzo
lubię. Trio jest wierne tej obranej na poprzednich płytach ścieżce i także w
przypadku Eclipse mamy do czynienia
właśnie z taką jak poprzednio muzyką podaną w podobnej dawce nieco powyżej 35
minut. Ponownie też grupę na instrumentach klawiszowych wspomaga Erik Petersson
ze Siena Root. W zasadzie wszystko po staremu.
Przyznam, że The Sonic Dawn chyba
lepiej sprawdzają się na żywo, o czym miałem okazję przekonać się po raz
pierwszy kilkanaście dni temu. Nie to, żeby płyty były złe, ale po prostu mam
wrażenie, że są one tylko pewną podstawą rozwijaną potem na scenie. Tych
piosenek (tak, użyję tego słowa) jest w przypadku Eclipse aż 13, sporo więcej niż na dwóch poprzednich płytach, a
długość krążka podobna, z czego jasno wynika, że zespół jeszcze bardziej
uprościł konstrukcję utworów i skrócił kompozycje. Z 13 utworów aż osiem nie
przekracza trzech minut, a kolejne cztery czynią to nieznacznie. To oczywiście
oznacza, że nie mamy co liczyć na jakieś rozwijanie motywów, długie
instrumentalne improwizacje i odloty czy wielowątkowość. I trochę mi to
przeszkadza. Zespół w pewnym sensie nadrabia to na koncertach, choć też na
pewno nie jest to ten przypadek, gdy trzyminutowe numery nagle rozrastają się
na scenie do minut kilkunastu. Tu naprawdę króluje prostota, ale niezwykle
przyjemna w brzmieniu.
Panowie z pewnością potrafią napisać
przebojowy numer, o czym świadczy na przykład otwierające płytę Forever 1969, którego tytuł jednocześnie
sporo mówi nam o brzmieniu krążka. Tu naprawdę nie trzeba wiele wyobraźni, by
przy takim numerze przenieść się myślami do swingującego Londynu końca lat 60.,
gdy w koncertowych klubach można było natknąć się co krok na imprezujących, a
czasami i grających wspólnie Floydów, Beatlesów, Hendrixa czy członków Cream.
Ten klimat nie opuści nas przez cały album. Najskuteczniej w głowie zostają chyba
beatlesowski Psychedelic Ranger czy The Last Page. Warto jednak zwrócić też
uwagę na te fragmenty, kiedy do tej radosnej pop-rockowej psychodelii zespół
dokłada trochę klimatów orientalnych, jak w On
the Edge of Our Time, oraz na jedyny dłuższy numer na płycie – zamykające ją
Towards the End z leniwym klimatem i fantastyczną
partią organów.
Lubię ten niezwykle przyjemny,
słoneczny, taki uspokajający klimat płyt The Sonic Dawn. To taki zespół, po
którym nie muszę oczekiwać genialnych rozwiązań kompozytorskich czy nowatorskich
popisów. Grają prosto, zostawiają sporo przestrzeni w aranżacjach, nie silą się
na żadne szaleństwa, ale robią swoje z niezwykłą elegancją. To bardzo prosta
muzyka, ale czy naprawdę wszystko co dobre, musi być skomplikowane i
wirtuozerskie? Ja lubię od czasu do czasu wracać do takich właśnie
nieskomplikowanych dźwięków z pierwszych dwóch płyt The Sonic Dawn i z chęcią
będę też wracał do tej nowej płyty.
1. Forever 1969 (2:44)
2. Psychedelic Ranger (2:26)
3. The Stranger (3:06)
4. No Chaser (1:34)
5. Opening Night (2:27)
6. Circle of Things (3:17)
7. On the Edge of Our Time (2:35)
8. Christiania (3:25)
9. The Last Page (2:56)
10. Love Bird (1:43)
11. To Change Who We Are (3:01)
12. Islands in Time (2:48)
13. Towards the End (5:21)
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Mi również płyta przypadła do gustu jak zresztą wcześniejsze. Lekkostrawna w zasadzie słucha się sama ale czy to źle. Jak będę miał ochotę na kombinacje to zapuszczę coś z Motorpsycho, a jak mam chęć na coś lżejszego w klimatach starego grania to puszczam tą płytę. I niech tak zostanie. Nie wspomniałeś o tym, ale czy utwór "The Stranger" nie przypomina Ci "Emily Lemon" z poprzedniego wydawnictwa zespołu ? Według mnie jest bardzo podobny. To jedna z ciekawszych płyt w tym roku jak do tej pory.
OdpowiedzUsuńA propos Motorpsycho: chętnie przeczytam o ich najnowszej płycie :-)
UsuńNo i ciekawym, czy takiż Teatr Marzeń się pojawi, poprawiłby statystykę wejść ;-)
Też chętnie bym poczytał recenzję najnowszych płyt tych zespołów tym bardziej że obydwie przesłuchałem już wielokrotnie i zdanie mam wyrobione:) Czekam też na recenzje najnowszego Soen.
UsuńBardzo ciekawe może być pytanie: czy Teatr Marzeń może stać obok Soen? A może niżej, albo wyżej, co?
UsuńDT daje radę. Jest konkretnie, mocno, melodyjnie, czasami nawet emocje się pojawiają😉
OdpowiedzUsuńCo tu dużo gadać, w końcu od wielu lat nagrali coś co da się słuchać
Niestety, nowego Evergrey nie pobili.
Szwedzi dalu nam najlepszy swój album ever. Kandydat do płyty roku