wtorek, 7 maja 2019

No Man's Valley - Outside the Dream [2019]


Dymiące kominy, skały, droga, ośmiornice, ryby, oko, planeta mknąca ku zagładzie, ocean… czego nie ma na okładce tej płyty? Przyznam, że gdy ją zobaczyłem, pierwsze wrażenie było mocno średnie. Czułem, że po prostu jest na niej za dużo wszystkiego i bałem się, że podobnie będzie muzycznie. I nagle po rozpoczęciu pierwszego odsłuchu wielka ulga – muzyka jest kapitalna! Tak wyglądały pierwsze chwile mojej znajomości z twórczością holenderskiej formacji No Man’s Valley. Album Outside the Dream porwał mnie od pierwszego odsłuchu i szturmem wszedł do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt 2019 roku.

W zasadzie to chyba wszystko, co najważniejsze, napisałem we wstępie. Ale może poświęcę jednak trochę miejsca samej muzyce. A ta jest intrygująca, dobrze brzmi, nawiązuje oczywiście do klasycznych wzorców, ale robi to ze sporym wdziękiem i wyczuciem. Znajdziemy tu osiem utworów, które w sumie trwają nieco ponad 40 minut, czyli też bardzo klasycznie. A klimat jest kapitalny już od pierwszych sekund tej płyty. Początek utworu tytułowego przekonał mnie niemal całkowicie już przy pierwszym odsłuchu, że to będzie coś dla mnie, bo po tej nieco przesadzonej i przesyconej okładce zupełnie nie spodziewałem się lekko pustynno-doorsowych klimatów. Jak tylko weszły klawisze, zakochałem się w brzmieniu tego zespołu. Chłodne, mroczne, posępne wręcz Eyeball utwierdziło mnie tylko w tej miłości. Idealny przykład na to, że wcale nie trzeba zawsze grać gęsto i głośno, żeby był odpowiedni ciężar. Dalej poszło już absolutnie bezproblemowo. Krótkie Hawk Rock zaskakuje nieco punkowo-garażowym luzem i niedbałością i choć może nie do końca mi pasuje do reszty nagrań, stanowi dla nich ciekawą przeciwwagę. Ale już za moment, w najdłuższym na płycie From Nowhere, wracamy do ciepłego, przyjemnego organowego brzmienia, mrocznego klimatu i nieco leniwego tempa. W drugim z dłuższych numerów panowie zgrabnie łączą bagnistego, dynamicznego południowego rocka z klimatami psychodeliczno-szamańskimi. No i Murder Ballad na koniec – tytuł oczywiście musi kojarzyć się jednoznacznie i klimatem trzeba przyznać daleko od Cave’a zespół tu nie odszedł. Ciekawe uspokojenie w klimacie grozy na koniec albumu, na którym próżno szukać słabszych numerów.

Trochę mrocznego bluesa, nieco psychodelii, a może i odrobina progresji, niemało przyjemnego hardrockowego grania, solidne „bujnięcie” – to wszystko części składowe, które tworzą naprawdę udaną mieszankę. Sporo dla siebie znajdą tu fani awangardowej i psychodelicznej starszyzny – Doorsów, Iggy’ego Popa czy The Velvet Underground – ale także ci, którzy w ostatnich latach nie mogli uwolnić się od nagrań takich wykonawców jak Graveyard, All Them Witches czy Grusom. Druga płyta No Man’s Valley to jedno z najprzyjemniejszych dla mnie tegorocznych odkryć. Jestem przekonany, że ta grupa z czasem dotrze do większej liczby fanów i zaistnieje na europejskiej scenie psychodelicznej. Jeśli będzie inaczej, to znaczy, że dla tego świata nie ma już ratunku.


1. Outside the Dream (3:33)
2. Eyeball (5:38)
3. Hawk Rock (3:22)
4. From Nowhere (7:51)
5. Into the Blue (5:30)
6. 7 Blows (7:27)
7. Lies (3:11)
8. Murder Ballad (4:13)


Płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
 

--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. Przesłuchałem parokrotnie, bo przyznaję nie od razu wchodziło. Doceniłem z czasem, jednak aż takich zachwytów u mnie nie będzie. 7 Blows,Eyeball,Hawk Rock mi nie podeszły i cóż zrobić:) Płyta dobra, ale u mnie nie będzie na najwyższej półce.

    OdpowiedzUsuń