wtorek, 10 lutego 2015

Messenger - Illusory Blues [2014]


Messenger – nazwa może niezbyt oryginalna. Pewnie mogłaby zniechęcić niejedną osobę. W końcu skoro „posłańców” działa już w branży muzycznej wielu, to może i muzyka będzie równie nieoryginalna. Bzdury, panie! Gdybym tak myślał, przegapiłbym jedną z najciekawszych płyt wydanych w 2014 roku. Tak, mało znany kwintet z Londynu, zupełnie przegapiony przez większość portali zajmujących się muzyką rockową, nagrał absolutnie magiczną, zachwycającą aranżacjami płytę Illusory Blues. Nie znam historii tej grupy, nie wiem, na ile doświadczeni są tworzący ją muzycy. Ale już na debiutanckiej płycie Messenger osiągnęli niesamowity poziom w tworzeniu kompozycji, przekazywaniu emocji i budowaniu klimatu.

Zaczynają absolutnie cudownie. Pierwszy numer na płycie – The Return – to dość nieoczekiwanie bardzo spokojna rzecz. Przyzwyczailiśmy się, że w szeroko pojętej muzyce rockowej przyjęło się rozpoczynać album mocnym uderzeniem, numerem dynamicznym, wpadającym w ucho, chwytliwym – często singlem promującym wydawnictwo. Tymczasem The Return zaczyna się bardzo delikatnie, wręcz leniwie. Wokale przywodzą na myśl klasyczne płyty Wishbone Ash, instrumentalnie to bardzo przyjemny, ciepły klimat, mocno przyprawiony naleciałościami folkowymi. Intensywniej robi się dopiero pod koniec, gdy już zespół mocno się rozkręca, perkusista zwiększa intensywność swoich partii, wokalista „przyciska” nieco mocniej, a bardzo przyjemne tło robią organy. Skojarzenia z grupami łączącymi muzykę progresywną z delikatnymi folkowymi brzmieniami nie opuszczają mnie także przy drugiej kompozycji – Piscean Tide. Świetnie brzmią wielogłosy – słychać, że muzycy sporo pracowali nad idealnym zgraniem wokali, bo ich śpiewu słucha się tu naprawdę przyjemnie. Partie instrumentów smyczkowych wprowadzają pewną melancholię, choć dzięki podkładowi gitarowo-perkusyjnemu, całość pozostaje dynamiczna. Uspokojenie przynosi Dear Departure. Folkowe elementy giną gdzieś, do głosu dochodzi nieco przytłaczający klimat, wysokie, niemal histeryczne zaśpiewy, kojarzące się nieco z twórczością grupy Sigór Ros, a całość niesie dość monotonny motyw perkusyjny. Dodajmy do tego fragment, gdy instrumenty milkną, a my przez dobrą minutę słyszymy tylko upiorne dźwięki, niczym odgłosy nawiedzonego lasu. Muzycy Messenger potrafią budować nastrój i znakomicie czarować swoją muzyką. Po niespełna dwudziestu minutach Illusory Blues mają mnie w stu procentach po swojej stronie. Po tak znakomitych trzech kompozycjach na otwarcie albumu nie mam już wątpliwości, że trafiła się perełka.

Nie ma szans na to, by schrzanili to w drugiej połowie albumu. Nie po tak znakomitym początku. The Perpetual Glow of a Setting Sun absolutnie genialnie kołysze wspaniałą partią gitary, zachwyca wstawkami instrumentów klawiszowych, buja leniwym rytmem wybijanym przez perkusję i powala pięknym nastrojem tworzonym przez partie smyków. No i do tego wokale. Choć w kontekście tej muzyki może się to wydać dziwne, ale w tym numerze słyszę pewne podobieństwa do głosu Chrisa Cornella. To zupełnie inny gatunek, inny sposób użycia głosu, ale w pewnych rejestrach nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakbym słuchał wspomnianego wokalisty ze Stanów, który nagle postanowił porzucić ostre rockowe łojenie i zajął się graniem z nieco innej bajki. Najdłuższy numer na płycie, dziewięciominutowe Midnight, zaskakuje. Na początku znowu trochę sielsko, z lekko wycofanymi, wysokimi i delikatnymi wokalami, ale po chwili wchodzi prosty motyw, który aż podrywa na nogi i nie pozwala usiedzieć spokojnie. A potem przyspieszają… i znowu hipnoza, i znowu tajemnicze odgłosy w tle, i robi się dynamiczniej, ciężej. A potem znowu powrót do brzmień akustycznych i oszczędniejszej aranżacji. Już do końca kompozycji muzycy będą żonglować klimatem, dozować nam intensywność brzmienia. Pewnie nie każdemu do gustu przypadną z pozoru nie pasujące do całości kompozycji wokale we fragmencie drugiej części utworu – wysokie, mało dynamiczne, nieco zawodzące, trochę w stylu Radiohead. Ale o dziwo sprawdzają się. Pewnie na dłuższą metę taki śpiew byłby dla mnie męczący. W tym kilkudziesięciosekundowym fragmencie raczej wzbudza zainteresowanie, niż irytuje. Midnight to wspaniała huśtawka nastrojów. Być może nieco chaotyczna i trudna do ogarnięcia, ale niezwykle intrygująca. Dużo przystępniej jest w numerze Somniloquist. Znowu delikatnie, akustycznie, spokojnie i bardzo chwytliwie. Numer buja od pierwszej sekundy, zachwyca wspaniałym połączeniem pozornej prostoty z bogactwem aranżacyjnym. Brzmi niby jak pieśń ogniskowa, ale ile tam się dzieje w tle! I do tego absolutnie fantastyczna partia gitary – instrumentu, który teoretycznie prowadzi całą płytę, ale jednocześnie nie jest nadużywany do popisów solowych. Tutaj przez chwilę gitarzysta grupy może wyrzucić z siebie wszystkie emocje trzymane na wodzy przez poprzednie 38 minut krążka. Po pięknym, ale trudnym w odbiorze Midnight, Somniloquist jest genialną odmianą. Niby prostą w strukturze, ale siła tej kompozycji tkwi właśnie w prostocie tego numeru i absolutnie fantastycznej aranżacji, która ten prosty pomysł ubiera w dźwięki i tworzy z nich coś niezwykłego. Zamykające krążek Let the Light In cudownie wycisza, choć gdy wydaje się już, że album dogaśnie delikatnie spokojnymi akustycznymi dźwiękami, panowie zaskakują wspaniałym, dynamicznym folkowym motywem na zakończenie. Noc kupały, ognisko, wianki na głowach, długie białe szaty i tańce wokół ogniska. Takim klimatem żegna nas niespodziewanie zespół Messenger.

Czasami na wielką przyjemność trzeba trochę poczekać. Nie zawsze dlatego, że długo nadchodzi. Bywa tak, że ta przyjemność jest już gdzieś obok, bliżej lub dalej, a my nie mamy o niej pojęcia. Płyta Illusory Blues ukazała się wiosną. Ja poznałem ją niemal dziesięć miesięcy po jej premierze. Żałuję, że tak późno, bo mimo, że w 2014 wyszło mnóstwo wspaniałych płyt i zdecydowanie było czego słuchać przez cały rok, czuję, że coś traciłem, nie znając wcześniej tego albumu i to chyba będzie dla tej płyty najlepsza rekomendacja. Messenger to jeden z najbardziej obiecujących nowych zespołów szeroko pojętego rocka. Oby na kolejnych płytach czarowali równie pięknie i skutecznie. Płyty Illusory Blues nie można… powtarzam… NIE MOŻNA przegapić!


---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz