Nie jest to z pewnością
najszybciej wydana płyta w historii ludzkości. Ostatnie dzieło szwedzkich
pacjentów zakładu psychiatrycznego sprytnie udających muzyków (na pewno tak jest!)
ukazało się w 2012 roku i odnosiłem już nawet wrażenie, że dalszego ciągu
możemy się nie doczekać (przenieśli ich na oddział o większym rygorze?). A
jednak jakiś czas temu grupa zaczęła wspominać, że może pod koniec roku… Mamy
koniec roku i jest też płyta (uczcie się, Toole!). Pacifisticuffs to jak zwykle porąbany tytuł, porąbana okładka (no
dobrze, mniej niż poprzednia) i porąbana muzyka. 44 minuty muzycznego
szaleństwa, do którego ekipa ze Sztokholmu dawno już przyzwyczaiła swoich
słuchaczy.
Na wspomniane 44 minuty składa
się 13 numerów, ale część z nich to jedynie kilkudziesięciosekundowe
przerywniki wetknięte między „prawdziwe” utwory, co nie jest w historii tej
grupy niczym nowym. Nowy nie jest też na pewno muzyczny klimat. Szwedzi
specjalizują się w gatunku, który najprościej określić „awangardowym metalem”,
jednak na własne potrzeby używam zwrotu „wodewil na kwasie”. Nie spodziewajcie
się tradycyjnego rockowego czy metalowego łojenia. Tu jest wszystko – jazz,
swing, ska, folk. Niezłe pojęcie o muzycznym kierunku zespołu daje już pierwsza
kompozycja – dynamiczne, mocne, ale jednocześnie zwariowane Knucklehugs. Trochę z folk-metalu,
trochę z Benny’ego Hilla, a do tego ciężkie gitary i perkusyjny łomot. Serio. Z
kolei The Age of Vulture Culture
brzmi – daję słowo – jak wczesne No Doubt, tym bardziej, że głos wokalistki
grupy, Kristin Evegård, która debiutuje na tej płycie w szeregach zespołu,
momentami łudząco wręcz przypomina wokal Gwen Stefani. Dęciaki także sprzyjają
takim skojarzeniom, wszak – o czym może wiele osób nie ma pojęcia – odgrywały one
zwłaszcza we wczesnej fazie kariery No Doubt sporą rolę. Podobne skojarzenia
nasuwają mi się także w przypadku Superhero
Jagganath czy Lady Clandestine
Chainbreaker.
Fanom nieco bardziej stanowczego
stawiania na mocniejsze brzmienia pewnie do gustu przypadnie Interruption, które co prawda ma
fragmenty spokojniejsze, ale największe wrażenie robi w nim intensywna część
druga, i Karma Bonfire. Muzycy grzeją
w nich aż miło, a mnie w tym drugim przypadku od razu przypominają się numery
typu A Tapdancer’s Dilemma, które było
moim pierwszym kontaktem z muzyką Diablo Swing Orchestra. Ciekawostką jest Jigsaw Hustle, w którym dęciaki, smyki i
mocne gitary łączą się z podkładem niczym z dyskotekowych hitów Bee Gees. Na
drugim biegunie mamy nieco rzewny, zdominowany przez skrzypce kawałek Ode to the Innocent czy dość mroczne i
ciężkie momentami, choć bardzo melodyjne i w sumie mniej szalone niż większość
płyty Climbing the Eyewall. Wszystkie
te muzyczne światy składają się na nieco schizofreniczną, zwariowaną, ale
urokliwą całość.
Pacifisticuffs to podobnie jak poprzednie płyty formacji idealny
muzyczny podkład pod przedstawienie cyrkowe, w którym zarówno występujący jak i
widzowie są nagrzani kwasem. Muzycznie to ciąg dalszy szalonych wyczynów z płyt
poprzednich. Wraz ze zmianą na stanowisku wokalistki zmieniło się nieco
głosowo, bo poprzedniczka Kristin to śpiewaczka z głosem operowym. Ale szkody
dla odbioru całości nie ma. To wciąż totalne wariactwo, łączące w sobie
elementy metalu, muzyki klasycznej, swingu, folku i kilku innych gatunków, a
wszystko to z przymrużeniem oka i sporą dawką środków podejrzanego pochodzenia.
Wyznawcy teorii, że ciężka muzyka jest znośna tylko w wersji super poważnej,
powinni trzymać się z daleka od tej płyty, ale ci, którzy potrafią cieszyć się
swego rodzaju zabawą konwencją, pewnie znajdą tu coś dla siebie – jeśli nie
wszystko, to chociaż wybrane fragmenty.
1. Knucklehugs (Arm Yourself with Love) (2:27)
2. The Age of Vulture Culture (5:00)
3. Superhero Jagganath (5:41)
4. Vision of the Purblind (1:01)
5. Lady Clandestine Chainbreaker (4:50)
6. Jigsaw Hustle (4:53)
7. Pulse of the Incipient (0:34)
8. Ode to the Innocent (3:49)
9. Interruption (5:21)
10. Cul-De-Sac Semantics (1:09)
11. Karma Bonfire (4:15)
12. Climbing the Eyewall (4:41)
13. Porch of Perception (0:44)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Lubię to wariactwo i ten cyrkowy klimat, Pandora's Pinata mi podeszła od pierwszych dźwięków, jak z resztą wszystko począwszy od EPki Borderlinowych Hymnów, a Pacifisticuffs od pierwszych dźwięków sprzedał mi po raz kolejny pozytywną energię, taką jaką lubię. A brak operowego głosu, rzeczywiście nie przeszkadza, mnie się nawet podoba, bo dzięki temu płytka jest nieco odmienna od pozostałych...
OdpowiedzUsuńi bezapelacyjnie lubię takie oddziały psychiatryczne "zakwaszone wodewilowo" ;)
UsuńNie widzę konkurencji w TYM gatunku muzycznym.
OdpowiedzUsuńKLASA sama w sobie!