środa, 9 grudnia 2015

Gin Lady - Call the Nation [2015]



Gin Lady z każdą kolejną płytą coraz wyraźniej pokazują, czemu kilka lat temu większość tego składu porzuciła nazwę Black Bonzo i postanowiła zacząć od nowa pod nowym szyldem. Black Bonzo znakomicie czuli się w stylistyce łączącej hard rocka z organowo-gitarowym rockiem progresywnym początku lat 70. Inspiracje Purplami czy Uriah Heep było tam słychać niemal na każdym kroku. Te zapędy pojawiały się jeszcze (choć dużo oszczędniej) na wydanym w 2012 roku pierwszym albumie Gin Lady, na płycie Mother’s Ruin było ich już jakby nieco mniej, a najnowszy krążek Szwedów – Call the Nation – to kolejny krok w stronę muzyki, która wydaje się być w tej chwili dużo bliższa członkom zespołu, czyli luzackiego rock ‘n’ rolla posypanego glamrockowym brokatem w stylu wczesnych Stonesów, Bowie’ego czy T. Rex. Uwielbiacie takie granie? Pokochacie Gin Lady i ich nowy album.

Call the Nation to zaledwie osiem kompozycji i niespełna 36 minut muzyki. Grupa przyzwyczaiła już swoich fanów do tego, że jej albumy nie wykorzystują pojemności płyty CD „pod korek”, choćby dlatego, że są wydawane równocześnie na winylu. To już standard obecnie, a i granie prezentowane przez Gin Lady to muzyka, która pamięta czasy płyt winylowych. Nic dziwnego zatem, że na płycie dominują kompozycje dość proste i niezbyt długie. Wyjątkiem jest absolutnie cudowne, siedmiominutowe Ain’t No Use, które może nie oferuje wielowątkowej struktury i licznych zmian motywów przewodnich, ale ta muzyka płynie tak kapitalnie, że naprawdę szkoda byłoby to kończyć po trzech czy czterech minutach. Gitary Joakima Karlssona chciałoby się słuchać bez końca. Nieco więcej czasu panowie dają sobie także w numerze tytułowym, który jednocześnie jako pierwszy promuje nową płytę. Słuchacze, którzy zdążyli już pokochać Gin Lady za prostego, chwytliwego i znakomicie brzmiącego, bezpretensjonalnego rocka w starym stylu, będą zachwyceni.

Dominują jednak dość krótkie, dynamiczne numery, od których bije jakaś trudna do wytłumaczenia radość z grania. Słucha się ich i wie, że ci goście kochają to, co robią. Kompozycje takie jak I Can’t Change czy Mexico Avenue nieznacznie przekraczają trzy minuty, ale energii w nich tyle, że można by nią obdzielić niejedną płytę. Przy czym nie jest to energia łączona z tanim efekciarstwem i hałasem dla hałasu. Tu wszystko jest przemyślane, idealnie ze sobą połączone i przede wszystkim autentycznie brzmi, jakby powstało w czasach największej popularności tego typu grania. Bywają i spokojniejsze fragmenty, zwłaszcza pod koniec płyty. Country Landslide znakomicie buja i pięknie płynie dzięki slajdowym motywom gitarowym i organowemu tłu. Organy słychać też wyraźniej w zamykającym album I’m Coming Home, ale nie da się ukryć, że instrumentów klawiszowych jest tu najmniej ze wszystkich trzech płyt grupy, co może mieć ścisły związek z tym, że tuż przed rozpoczęciem nagrań zespół opuścił klawiszowiec Klas Holmgren, który obecnie gra na gitarze w innej kapitalnej kapeli, o której niedawno pisałem –Old Man’s Will. Wszystkie partie klawiszy na Call the Nation gra basista grupy Anthon Johansson. Warto wspomnieć także o wokalach. Obdarzony bardzo charakterystycznym głosem Magnus Kärnebro nie jest typowym hardrockowym krzykaczem, ale jego „instrument” znakomicie pasuje do tej pełnej energii, lecz jednocześnie „ciepłej” i stonowanej brzmieniowo muzyki. Może to dziwnie brzmi w odniesieniu do mało znanego i wciąż dość nowego zespołu, ale ci goście zdołali już sobie wypracować bardzo charakterystyczne brzmienie i niezwykle ważnym jego elementem jest także wokal Magnusa.
 
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że Gin Lady nie zamierza w swojej twórczości odkrywać Ameryki i definiować muzyki rockowej na nowo. Zespół opiera swoją muzykę na doskonale znanych patentach i brzmieniach, które królowały dobre 40 lat temu. Nie mam jednak do muzyków najmniejszych pretensji, bo po prostu robią to znakomicie. Słuchanie ich płyt to gwarantowana olbrzymia przyjemność dla każdego, kto uwielbia brzmienie rocka wczesnych lat 70. Szwedzi czują się w tych klimatach tak naturalnie, że nie ma tu mowy o żadnej sztuczności czy postarzaniu brzmienia na siłę. Uwielbiam tę ich bezpretensjonalność i radość z gry. Każda kolejna płyta Gin Lady dostarcza mi wiele przyjemności i gdy już raz zagości w moim odtwarzaczu, ciężko ją z niego „wygonić”. Tak samo będzie z Call the Nation. Ci goście jeszcze mnie nie zawiedli i chyba się na to w najbliższym czasie nie zanosi.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji

5 komentarzy:

  1. no smaczniste, że uszy lizać i jak dla kogoś, kto z czystej ciekawości zajrzał strzał w dyszkę... pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostrzegam - są bardzo uzależniający ;) pozdrawiam

      Usuń
  2. Bizon właśnie odpaliłem se Gin Lady "Call the nation" i powala na kolana i ta naleciałości cudne blues rockowo czasem hammondowe tematy a'la lata 70 :D Miód cud i orzeszki. Myśle wejde do google co tam piszą o Gin Lady i co się wyświetla na 3 pozycji twoje blogowisko :) Szacun :D I jak zawsze dobrze się Ciebie czyta bracie ja się przymierzam do jakiegoś bloga :) Fotograficzno rowerowo muzycznego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super, to wciąga ;) ja to założyłem w sumie dla jaj, zeby mi znajomi dali spokój, bo ciągle truli, żebym zakładał bloga muzycznego... no to założyłem dla świętego spokoju, nawet nazwe jajcarską wymyslilem, którą niektórzy na poważnie biorą xD a gin lady wszystkie trzy płyty polecam. nic nowego w sumie, ale brzmi obłędnie :)

      Usuń