poniedziałek, 6 listopada 2017

Europe - Walk the Earth [2017]



Od premiery jedenastego studyjnego albumu Europe upłynęło już kilkanaście dni, a na blogu do tej pory cisza, mimo że czekałem na tę płytę. Przypadek? Nie sądzę! No dobrze, może jednak trochę przypadku w tym było, ale jednak nie tylko. Słuchałem już tego krążka kilkanaście razy, a mimo to wciąż mam z nim problem – nie do końca potrafię przelać na wirtualny papier swoje myśli związane z Walk the Earth. Niby mi się podoba (momentami nawet bardzo), ale nie do końca wiem czemu, niby coś pasuje mi mniej niż w przypadku War of Kings, ale też nie wiem, czy potrafię sprecyzować co. Zacznę może od tego, że Walk the Earth to naprawdę udana płyta. To dobry początek.

Pod wieloma względami jest to kontynuacja znakomitego albumu War of Kings – chyba mojego ulubionego w dorobku szwedzko-norweskiej formacji. Po raz drugi za konsoletą usiadł Dave Cobb – stały współpracownik uwielbianych przeze mnie Rival Sons. Efektem jest album, który – ponownie – zdecydowanie bardziej odnosi się do klasyki brytyjskiego hard rocka niż do klasyki „ejtisowego” pudel metalu. Każdą kolejną płytą Europe potwierdzają, że zauważyli zakończenie lat 80. (w przeciwieństwie do niektórych swoich fanów…), zresztą nawet w tamtej niesławnej dekadzie zdecydowanie górowali umiejętnościami i brzmieniem nad większością równie znanych formacji. Tym razem zespół nagrał dziesięć kompozycji trwających w sumie nieco ponad 40 minut. Nie byle gdzie, bo w kultowych Abbey Road Studios. To zresztą nie jest jedyne nawiązanie do największych sław muzyki rockowej, bo uwagę zwraca okładka wydawnictwa, dość mocno odnosząca się stylistycznie do prac legendarnego duetu Hipgnosis. Kompozycje zazwyczaj są zwarte i dość krótkie. Jedynym wyjątkiem jest zamykające całość Turn to Dust, które – nawet jeśli pominąć kilkanaście sekund ciszy i mały muzyczny dodatek na samym końcu – trwa około sześciu minut. W pozostałych numerach zespół szybko przechodzi do sedna i raczej nie pozwala sobie na instrumentalne odjazdy ani długie budowanie klimatu.

Płytę otwiera utwór tytułowy, który w pewien sposób nawiązuje muzycznie do Rainbow Bridge z albumu poprzedniego, czyli znowu mamy melodyjność połączoną z mocą i trochę purpurowo-tęczowe brzmienie, połączone z pierwiastkiem podniosłych hitów pokroju We Are the Champions czy We Will Rock You. Utwór z pewnością wpada w ucho, więc na singiel nadawał się świetnie. To zresztą żadne zaskoczenie. Można wręcz powiedzieć, że ten zespół specjalizuje się w takim właśnie połączeniu kapitalnych, wpadających w ucho melodii, oraz soczystego rockowego grania przyprawionego dość często na ostatnich albumach lekkimi orientalizmami, jak choćby w The Siege. Takich mocnych numerów jest tu zdecydowanie więcej. Kingdom United to kolejny dowód miłości muzyków Europe dla Thin Lizzy, zaś Gto to zdecydowanie najmocniejszy, najbardziej dynamiczny numer w zestawie – absolutnie porywający – może trochę w klimacie The Getaway Plan czy Love Is Not the Enemy. Dla fanów słodkich balladek pokroju Carrie mam złą wiadomość – zły adres. Choć nie znaczy to, że w ogóle nie ma tu spokojniejszych numerów, bo Pictures skutecznie tworzy przeciwwagę dla mocniejszych kompozycji, startując z pozycji bardzo spokojnego, lekkiego kawałka, a potem kapitalnie się rozwijając przez niemal pięć minut. Na koniec wisien truskawka na torcie – Turn to Dust. Znakomite budowanie napięcia, narastająca intensywność i kapitalne „wygranie” utworu do końca. I czy tylko mnie zakończenie z nieco zapętlonym, mocnym instrumentalnym motywem, nagłym jego przerwaniem, chwilą ciszy i muzyką z zupełnie innej bajki kojarzy się z końcówką albumu Scenes from a Memory?

Walk the Earth to w zasadzie album bez wpadek, a że nie jest też zbyt długi, to zatrzymuje skutecznie uwagę słuchacza przez większość czasu. Ale brakuje mi tu chociaż jednego numeru, który mógłbym z pełnym przekonaniem zaliczyć do najlepszych w historii grupy. Na War of Kings takim nagraniem było Angels (with Broken Hearts). Tutaj jest wiele kompozycji naprawdę bardzo udanych i przyjemnych, ale chyba nie z kategorii tych absolutnie czołowych w dorobku Europe. I chyba to sprawia, że jednak Walk the Earth oceniam trochę niżej niż poprzedniczkę. To jednak wciąż naprawdę bardzo udany album, który powinien trafić do odtwarzacza każdego fana dobrego rocka – niekoniecznie tego w klimatach z lat 80.

1. Walk the Earth (4:16)
2. The Siege (4:00)
3. Kingdom United (2:51)
4. Pictures (4:48)
5. Election Day (4:06)
6. Wolves (3:55)
7. Gto (3:29)
8. Haze (3:49)
9. Whenever You're Ready (2:51)
10. Turn to Dust (6:50)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się, niezły krążek ale wyżej cenię albumy:
    1.The Final Countdown.
    2.War of Kings
    3.Bag of Bones.
    Walk The Earth to co najwyżej numer 4 w moim zestawieniu
    ale w sumie to się tego spodziewałem bo chłopaki wysoko zawiesili poprzeczkę, mimo wszystko wydawnictwo godne uwagi i polecenia zwłaszcza fanom Europe;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o dziwo właśnie widziałem wiele niezbyt przychylnych komentarzy od fanów Europe właśnie. mam wrażenie, że niektórzy chcieliby, żeby oni grali znowu jak w latach 80...

      Usuń
    2. Mnie się wdaje że zwłaszcza w Walk The Earth czuć stary klimat
      a zespół powinien szukać nowych inspiracji żeby się rozwijać lecz nie mogą zapominać o korzeniach album War of Kings dla mnie jest bardzo w kilmacie lat 80-tych więc udowadniają że się da, na Bag of Bones to ja słyszę zupełnie inny Europe bardziej dojrzały (no ale czas leci mogę mieć coś ze słuchem) a Walk The Earth to płyta która stoi okrakiem i tak ani w te ani wte, ale włączasz i wiesz że to Europe.
      się rozpisałem no;)

      Usuń
  2. Bardzo dobra recenzja, zgadzam a się z nią w pełni. Osobiście stawiam na dość nisko nie ma hita, wszystkie kawałki równe, dobre nawet bardzo dobre ale bez tego potrzebnego Wow, Secret Society czy Last lookbook at Eden pod tym względem mają przewagę, acz każdy ich album jest różny.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi akurat Walk The Earth podeszło nawet jeszcze bardziej niż War of Kings. Fakt, hitów trochę brakuje, ale płyta jest niesamowicie równa i mimo masy odniesień do klasyki hard rocka, panowie dalej planują się rozwijać i robić rzeczy, których wcześniej u nich nie słyszeliśmy - patrz wspaniałe "Wolves". Mogę zapętlać i czekać na kolejne koncerty i płyty

    OdpowiedzUsuń