wtorek, 21 listopada 2017

Electric Eye - From the Poisonous Tree [2017]



Poznałem ich muzykę kilkanaście miesięcy temu, najpierw za sprawą numeru, który brzmiał niczym alternatywna wersja pewnego przeboju T. Rex. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że domeną norweskiej formacji Electric Eye jest przede wszystkim muzyka psychodeliczna. Kupili mnie w zasadzie od pierwszego odsłuchu całej płyty Different Sun, więc tegorocznego, trzeciego studyjnego krążka formacji, wyczekiwałem z pełną świadomością, że może to być czarny koń w walce o czołówkę mojej listy ulubionych tegorocznych płyt. Nie zawiedli. From the Poisonous Tree od pierwszych singli wydanych wiele tygodni temu zapowiadało się kapitalnie i cała płyta niewątpliwie dorównała moim dość sporym oczekiwaniom.

Muzykę Electric Eye można by określić jako rock psychodeliczny, ale byłoby to spore uproszczenie, w dodatku sam gatunek daje spore pole do interpretacji, więc i niewiele konkretnego nam mówi. Spróbuje zatem nieco przybliżyć wam muzyczną bajkę opowiadaną przez norweski kwartet. Owszem, dominuje psychodelia. Tu nie ma żadnych wątpliwości. I to taka najklasyczniejsza, z końca lat 60. Oprócz niej sporo śladów krautrocka, ale także trochę elektronicznych klimatów czy luzackiego raga rocka, a nawet… trochę reggae. Ten ostatni gatunek przebija się od czasu do czasu głównie w strukturze rytmicznej (choćby w Invisible Prison). Choć aranżacje są znakomicie wyważone i każdy z instrumentalistów ma mnóstwo przestrzeni, by dołożyć coś od siebie, na pierwszy plan ewidentnie wybijają się kosmiczne klawisze, które tworzą fantastyczny klimat w zasadzie w każdym utworze.

Jeśli znacie i lubicie poprzedni album grupy – wspomnianą już płytę Different Sun – to najnowsze dzieło Norwegów możecie brać w ciemno. Wszystkie najlepsze cechy tamtego wydawnictwa zespół zawarł też na tym nowym krążku. Przy czym nie ma tu mowy o autorecyklingu. To absolutnie nie jest kopia Different Sun i trudno powiedzieć o którymkolwiek utworze z nowego albumu, że leci na schematach i motywach którejś z zeszłorocznych kompozycji. I to jest jedna z wielu mocnych stron tej płyty – klimat jest już nam doskonale znany, jeśli polubiliśmy Different Sun, ale wciąż jest to coś nowego. To, co natychmiast zwraca uwagę, to olbrzymi luz i polot. Muzycy Electric Eye sprawiają, że słuchając tych utworów, można się autentycznie zrelaksować – bez względu na to czy dana kompozycja jest utrzymana w lżejszym klimacie, czy może idzie w stronę nieco mocniejszego gitarowego grania. Na przykład instrumentalny kawałek Rock på Norska prezentuje oba te oblicza i kapitalnie się rozwija, a całość jest przesiąknięta duchem koncertowych improwizacji późnych lat 60.
W Endless Summer cudownie łączy się lekka elektronika z ciepłymi dźwiękami wibrafonu (lub czegoś, co bardzo wibrafon przypomina) oraz jak zwykle niezwykle spokojnym, kojącym niemal głosem Øysteina Brauta (warto też zwrócić uwagę na uzupełniający jego wokal głos Linn Frøkedal). Z kolei przy Turn Around, Face the Sun można autentycznie odpłynąć. To jest ten rodzaj nieziemsko wręcz przyjemnej, lekkiej psychodelii z orientalnym posmakiem tu i tam, który nigdy mi się nie nudzi. The Diamond Sutra od początku nakręca świetne tempo, ale przy oszczędnej aranżacji całość znowu ma niesamowitą lekkość, natomiast zamykający album numer Meditasjonen jest… no właśnie tym – rodzajem muzycznej medytacji, wyciszenia, choć tak naprawdę nie ma się tu po czym wyciszać, gdyż cały album od początku do końca był jednym wielkim muzycznym okładem przeciwbólowym i antystresowym.

Czasami pod koniec roku zespoły wyskakują niespodziewanie ze świetnymi płytami i wywracają gotowe już niemal rankingi ulubionych płyt do góry nutami. W tym przypadku trudno jednak mówić o zaskoczeniu. To było moim udziałem, gdy poznawałem Different Sun. Na nowy krążek Electric Eye czekałem świadom tego, że najprawdopodobniej Norwegowie znowu trafią w mój muzyczny gust. I oczywiście tak właśnie się stało. Płytą From the Poisonous Tree grupa usadowiła się bardzo wygodnie wśród moich ulubionych formacji skandynawskich i mam wielką nadzieję, że jeszcze przez wiele lat będę wyczekiwał ich kolejnych wydawnictw.

1. Sometimes You Got to Jump to Lift Your Feet (4:12)
2. Invisible Prison (5:14)
3. Rock på Norska (7:30)
4. Endless Summer (5:22)
5. Turn Around, Face the Sun (5:28)
6. Serenity (5:19)
7. The Diamond Sutra (6:05)
8. Meditasjonen (5:25)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Zrobisz listę pod koniec roku? Zacząłem czytać twój blog dopiero od miesiąca z chęcią nadrobilbym zalegosci w najlepszych płytach tego roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, jest taka lista zawsze pod koniec roku albo na początku kolejnego :) dodatkowo jakoś na przełomie grudnia i stycznia zazwyczaj poświęcam jeden albo dwa odcinki Lepszego Punktu Słyszenia (link w stopce) na moje ulubione utwory danego roku :)

      Usuń