sobota, 21 grudnia 2024

Opeth - The Last Will and Testament [2024]

Aż pięć lat przyszło czekać fanom Opeth na nowy album tej szwedzkiej (choć w sumie coraz bardziej międzynarodowej) formacji. Następca bardzo udanego In Cauda Venenum przynosi trochę zmian, choć mowa tu raczej o pewnych powrotach niż o elementach zupełnie nowych. Dla fanów starego Opeth najważniejszą informacją niewątpliwie był powrót growlu, którego na studyjnych wydawnictwach grupy nie było od wydanej w 2008 roku płyty Watershed. A co zmieniło się muzycznie w porównaniu z ostatnimi, mocno progrockowymi płytami?

No trochę niewątpliwie się zmieniło, ale – powtórzę – raczej jest to kwestia powrotu do pewnych brzmień, a nie szukania nowych. The Last Will and Testament w pewnym sensie łączy tę progrockową estetykę ostatnich albumów z większym ciężarem i mrokiem płyt nieco wcześniejszych, może niekoniecznie tych pierwszych, ale właśnie takich jak Watershed czy Ghost Reveries. W efekcie zadowoleni powinni być fani po obu stronach opethowej barykady, choć – jak to często bywa w takich sytuacjach – równie dobrze może się okazać, że i jedni, i drudzy będą narzekać. Narzekać jednak specjalnie nie ma na co. Mamy tu klasycznie brzmienie Opeth – mieszankę metalowej agresji i mrocznego klimatu. Do tego tematykę rodem z kryminału Agathy Christie. Majętny patriarcha rodu szokuje bliskich treścią swojego testamentu i jak to w takich sytuacjach bywa, nie wiadomo, komu ostatecznie przypadnie spadek. A takie historie bywają paskudne, bo z rodziną – jak wiadomo – najlepiej wychodzi się na zdjęciu. To z okładki zresztą jest całkiem zacne i udanie oddaje klimat krążka.

Kolejne utwory opatrzone są numerami paragrafów, by przypominać zapisy testamentu. Ciekawym zabiegiem było dodanie fragmentów mówionych – odczytu ostatniej woli. W tej roli legendarny Ian Anderson z Jethro Tull, który nie tylko pojawia się gdzieniegdzie jako narrator, ale w trzech utworach gra także na flecie. Kto jeszcze z gości? Joey Tempest czyli wokalista Europe. Niektórych może to zaskoczyć, ale muzycy Opeth i Europe są przyjaciółmi (zwłaszcza gitarzyści obu formacji), więc obecność wokalisty Europe może i jest dla niektórych niespodzianką, ale raczej nie szokuje. Do tego jeszcze choćby muzycy London Session Orchestra grający na instrumentach smyczkowych czy harfistka. I wszyscy niewątpliwie dokładają się do udanego efektu końcowego.


Całości słucha się niewątpliwie jak jednej opowieści. Utwory utrzymane są w podobnym klimacie, co absolutnie nie oznacza, że są takie same, czy że nie da się ich odróżnić. Do moich faworytów należą: §2, w którym o dziwo udało się obok siebie ustawić fragmenty z growlem i motywy okołofolkowe w taki sposób, że to wszystko ma sens, §4 ze znakomitym wyciszeniem i świetnie pasującą w tym miejscu partią fletu, §5 z kapitalnie kontrastującymi fragmentami spokojnymi i gwałtownymi oraz świetną gitarą, a także §7, w którym dominuje uparcie złowrogi nastrój, sugerujący, że ta rodzina prędko na wspólnym niedzielnym rosołku się nie spotka. I w zasadzie to byłoby świetne zakończenie tej płyty, ale mamy jeszcze A Story Never Told, które wywraca nam tu wszystko do góry nogami (tak tekstowo, jak i muzycznie) i przywołuje trochę klimat Damnation, czyli najspokojniejszej płyty Opeth, do tego na koniec cholernie przyjemnie buja. Może i częściowo przez obecność growlu przeplatanego z czystym wokalem śledzenie całej historii zawartej w tekstach, gdy nie ma się ich przed oczyma, nie jest najłatwiejsze, ale mam też wrażenie, że nie jest to w tym wszystkim kwestia najistotniejsza. Emocje w jakimś stopniu są także przecież wyczuwalne w samej muzyce.

Nowy perkusista, powrót growlu po wielu latach, sławni goście – a mimo wszystko dostajemy płytę, przy której nie sposób pomylić Opeth z jakimkolwiek innym zespołem. Przestrzegam przed zbyt szybkim „odpuszczeniem” tego albumu. To nie jest wydawnictwo wpadające w ucho od pierwszego odsłuchu. Wgryzienie się w tę płytę może chwilę zająć. Ja po kilkunastu odsłuchach wciąż mam wrażenie, że nie znam jej tak dobrze, jak być może powinienem. Na pewno mniej tu w porównaniu z poprzednimi płytami motywów szybko zapadających w pamięć, co dla niektórych będzie wadą, dla innych natomiast pewnie zaletą. Niektórym pewnie będzie przeszkadzał natłok różnych motywów, które przeplatają się w kolejnych kompozycjach, ale tak sobie myślę, że fani Opeth to chyba są już do tego przyzwyczajeni. Wszak Mikael Åkerfeldt jest przede wszystkim wielkim fanem muzyki – niekoniecznie tylko metalowej – więc i inspiracji szuka w różnych zakamarkach muzycznego świata. Nie umiem na razie stwierdzić, czy The Last Will and Testament zostanie ze mną na stałe i czy za kilka lat będę do tej płyty wracał częściej czy rzadziej niż do innych ich albumów. Na ten moment ta znajomość zaczęła się nieźle i zapowiada się całkiem przyjemnie.

Premiera: 22 listopada 2024 r.

Zespół Opeth wystąpi na przyszłorocznej edycji Mystic Festival, która odbędzie się w Gdańsku w dniach 4-7 czerwca 2025 r.

1. §1 (5:56)
2. §2 (5:33)
3. §3 (5:10)
4. §4 (7:00)
5. §5 (7:29)
6. §6 (6:03)
7. §7 (6:30)
8. A Story Never Told (7:11)

--

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w środy o 18, a także na Bizoncjum w co czwarty poniedziałek miesiąca o 18. A i jeszcze czasami nalewam drinki w klubie jazzowym Pod Osłoną Nocy w poniedziałki o 23.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz