środa, 20 kwietnia 2016

Music Inspired by Alchemy [2016]



Muzycy, którzy przez lata tworzyli razem w warszawskiej grupie Annalist, tym razem ponownie zebrali się, by po 14 latach powrócić do pomysłu tworzenia muzyki inspirowanej pewnymi ideami bądź symbolami ważnymi dla historii ludzkości. Po tarocie i zodiaku tym razem wybór padł na alchemię – owianą aurą tajemniczości praktykę, która w dawnych czasach łączyła w sobie elementy wielu znanych nam dziś dziedzin nauki. „Czyli, że znowu będzie śpiewanie o magach, czarach i takich tam?”, mógłby ktoś pomyśleć. A nie będzie – choćby dlatego, że płyta Music Inspired by Alchemy to opowieść nie słowna, a muzyczna. Choć na albumie pojawiają się wokaliści (o nich później), to ich udział ogranicza się do bezsłownych wokaliz podkreślających nastrój kompozycji, w nagraniu których uczestniczyli. Ale do tego też dojdę za chwilę.

Przyznam, że nigdy nie byłem fanem Annalist. Nazwa obijała mi się o uszy kilka razy, ale nie należę do największych na świecie fanów neo proga, więc jakoś nie zainteresowałem się tym zespołem – tym bardziej, że w czasach wzmożonej aktywności tej grupy, rocka progresywnego nie słuchałem w zasadzie wcale. Również i poprzednie projekty z serii „inspiracji” umknęły mojej uwadze – pewnie z tego samego powodu. To co zatem zmieniło się tym razem, że płytę nie tylko usłyszałem, ale i wyczekiwałem jej premiery? Nie będę kłamał – nazwisko Mariusza Dudy przyciąga jak magnes i gdy okazało się, że wokalista i basista Riverside wystąpił gościnnie na tym wydawnictwie, należało się zainteresować jego zawartością. Tyle, że ta informacja nie miałaby aż takiego znaczenia, gdyby nie to, że opublikowany jakiś czas temu teaser z jedną z kompozycji całkowicie wgniótł mnie w fotel. Przeczytałem niedawno komentarz na Facebooku, że utwór ten brzmi świetnie, bo przecież wszystko, czego dotyka Mariusz, zamienia się w złoto (można by zatem rzec, że prawdziwy alchemik z niego). Być może, ale w moim odczuciu to opinia krzywdząca dla twórców tego materiału. Owszem, wokalizy m.in. Mariusza Dudy czy Anji Orthodox (że wymienię tylko te najbardziej znane nazwiska) to dodatkowe smaczki w kompozycjach, w których pojawiają się wspomniani goście, ale to tylko dodatki. Te numery broniłyby się kapitalnie także w wersji całkowicie instrumentalnej, więc przypisywanie wielkich zasług gościom jest w moim odczuciu umniejszaniem kompozytorskiego kunsztu twórców płyty. A kunszt ten jest niemały. Music Inspired by Alchemy to 16 kompozycji opatrzonych w tytułach przeważnie nazwiskami znanych alchemików, z których spora część miała także bliskie powiązania z terenami dawnej Polski.

Klimatem płyta ta zachwyca w zasadzie od pierwszych sekund rozpoczynającego ją utworu Alexandria, choć po kilkunastu już przesłuchaniach całości wciąż nie jestem w stanie określić, co to za gatunek muzyczny. Wychodzi więc na to, że należy pozostać przy opisie z profilu grupy na Facebooku i napisać, że to „muzyka niezwykła”. Wspomniana Alexandria znakomicie łączy brzmienia klawiszowe i świetne wejścia perkusji z partiami instrumentów smyczkowych, które pojawią się jeszcze kilka razy, także już w kolejnej kompozycji – Hermes Trismegistos. Nigdy jednak nie dominują całkowicie w aranżacji, a sprawnie wtapiają się w nią. Przy płycie o takiej tematyce łatwo niebezpiecznie zbliżyć się do banału, zwłaszcza gdy kolejne utwory nie zawierają przecież tekstów. Tu jakieś odgłosy przerzucanych kartek starych ksiąg, tam dźwięki naśladujące wszelkiego rodzaju procesy alchemiczne, jeszcze gdzie indziej westchnienia zgromadzonych uczniów wielkich alchemików. Spokojnie – to nie ten klimat. Owszem, muzyka chwilami może kojarzyć nam się ze ścieżką dźwiękową do gry komputerowej, której akcja dzieje się w dawnych czasach – jest tajemnicza, niezwykle klimatyczna i przeważnie łagodna i miła dla ucha – ale szybko okazuje się, że obok inspiracji czasami bardzo odległymi, muzycy projektu Inspired sporo czerpią z muzyki lat 80., co słychać choćby w utworach Nicolas Flamel czy Trithemius. Ten drugi mógłby się z powodzeniem znaleźć na płycie z dodatkami do ostatniego krążka Riverside, co w sumie nie jest specjalnym zaskoczeniem, wszak jeden z twórców „Alchemii”, gitarzysta i klawiszowiec Robert Srzednicki, to producent niemal wszystkich albumów naszej najbardziej znanej na świecie rockowej formacji.

Miało być o gościach, więc poświęcę niektórym z nich jeszcze chwilę. Wspomniany już Mariusz Duda pojawia się oprócz Transmutation I jeszcze w kompozycjach Faustus oraz John Dee. W utworze Agrippa von Nettesheim absolutnie magiczną, hipnotyczną, choć niezwykle prostą partię wokali zarejestrowała Anja Orthodox. W utworze Edward Kelley bardzo przyjemne solo na gitarze wyczarował jej „kolega z zespołu” (bo dawno już straciłem orientację, czy to jeszcze/wciąż/już znowu/już znowu nie mąż) Mariusz Kumala. Nie da się ukryć, że te nazwiska z pewnością przyciągnęły uwagę wielu osób do tego projektu, ale – jak już wspominałem – na nic zdałoby się ich zaangażowanie w całą sprawę, gdyby materiał sam w sobie się nie bronił.

Wspominałem też, że utwory umieszczone na tej płycie, to w większości kompozycje spokojne i łagodne. Jest kilka wyjątków. Pierwszym z nich jest Transmutation I, który zwraca uwagę nie tylko kapitalnym, wysokim zaśpiewem Dudy, ale także nieco cięższym brzmieniem i klimatem swego rodzaju niepokoju. To zresztą cecha wspólna wszystkich czterech „transmutacji”, które na tym albumie pełnią funkcję krótkich łączników między kolejnymi częściami tej muzycznej historii. W podobny klimat wpisuje się momentami Faustus, w którym bardzo spokojne, niemal sielskie motywy znakomicie kontrastują z wywołującym ciarki mrocznym przerywnikiem okraszonym wokalizą Dudy. Można odnieść wrażenie, że w aranżacjach na całym albumie na pierwszy plan wysuwają się często nieco melancholijne klawisze oraz delikatnie prowadzona gitara, ale nie da się pominąć niebagatelnej roli perkusji. To ona często prowadzi utwory, tworzy w nich specyficzną, lekko hipnotyczną aurę, przypominającą czasem plemienne rytmy. Takie wyraziste partie instrumentów perkusyjnych to zresztą – jak wynika z fragmentów poprzednich „inspiracji”, które udało mi się poznać – jedna z cech charakterystycznych muzyki tego projektu.

Nieco przewrotnie napiszę, że ta płyta to koszmar radiowca – wszystko brzmi świetnie i chciałoby się coś zaprezentować słuchaczom, ale nie wiadomo co wybrać. To także w pewnym sensie koszmar recenzenta – od pierwszych dźwięków opublikowanego przedpremierowo teasera jestem absolutnie zauroczony tym krążkiem, ale wciąż, mimo już kilkunastu odsłuchów całości, nie potrafię ubrać dobrze w słowa tego, co czuję, delektując się tymi dźwiękami. Mam wrażenie, że absolutnie nie przekazałem wam tego, co przekazać chciałem. W zasadzie ten tekst pewnie należałoby skasować i czekać, aż coś sprawi, że napiszę coś godnego tej płyty. Ale nie mogę tego zrobić. Z prostego powodu – ta muzyka jest po prostu zbyt dobra, by o niej nie pisać. Więc jeśli poprzednie akapity wydały wam się chaotyczną paplaniną bez konkretów, niech wystarczy wam chociaż to jedno zdanie na sam koniec: Music Inspired by Alchemy to jeden z najlepszych, najpiękniejszych i najbardziej magicznych albumów jakie usłyszycie w tym roku.



--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji


1 komentarz:

  1. i koszmar komentującego... mimo kilku podejść do tematu wciąż brakuje słów... żeby chociaż było się do czego przyczepić! a tu jak na złość nie ma... no może tylko to, że jedna z kompozycji do złudzenia mi przypomina Sinner's Prayer Sully Erna...

    OdpowiedzUsuń