Pochodząca z Brisbane formacja
Dreamtime to jeden z wielu australijskich zespołów, które ostatnio wparowały z
impetem w orbitę moich muzycznych zainteresowań. Wydający od początku obecnej
dekady kwintet wykonuje, mówiąc ogólnie, muzykę psychodeliczną, dość mocno
opartą na brzmieniach syntezatorów i klawiszy – kosmiczną, eteryczną, czasem
nieco oniryczną, zbudowaną jednak zazwyczaj na sporej dynamice. Wypuszczony w
maju album Tidal Mind to ich czwarta
płyta i jeśli poprzednie zbliżają się do niej poziomem, trzeba będzie wkrótce
poznać całą dyskografię Dreamtime.
Formacja miała okazję dzielić
scenę z kilkoma zespołami, które znamy całkiem dobrze – Black Mountain,
Kadavar, Blues Pills czy Radio Moscow. Nic dziwnego, bo od pierwszych sekund
płyty słychać, że to zespół w pełni zawodowy, brzmiący kapitalnie, pewny tego,
co chce osiągnąć, a także całkiem nieźle pasujący brzmieniem to niektórych ze
wspomnianych grup, chyba z naciskiem na pierwszą i ostatnią z wymienionych. Na
początek podrzucają trochę delikatnych dźwięków tła, ale szybko przechodzą do
działania, wprowadzając mocny rytm perkusyjny, który dynamicznie prowadzi pierwsze
na płycie Mourning Star. Syntezatory
zapewniają nam sporo kosmosu, zaś reszta instrumentarium tworzy aurę
hipnotycznego space/post-rocka, wchodzącego w kulminacyjnym momencie na
naprawdę wysokie obroty. Sytuację uspokaja na jakiś czas leniwe, psychodeliczne
Emerald Sea, które jednak – podobnie jak
utwór poprzedni – zyskuje pod koniec na intensywności i ciężarze. Po dwóch
utworach wiemy już zatem, że zespół potrafi tak budować swoje kompozycje, żeby
bardzo gładko i naturalnie podkręcać obroty. A czy potrafią wyrwać się z tego
przyjemnego, ale jednak przewidywalnego i być może nieco monotonnego na dłuższa
metę schematu? A potrafią! W Of Nautilus
Descent wcale nie potrzebują czasu, żeby się rozkręcić, bo atakują od razu,
sprawnie łącząc dynamikę, kosmos i monumentalnie brzmiące orientalizmy, i
dopiero po jakimś czasie pozwalają sobie na wyciszenie i chwilowy przyjemny,
senny odpływ. Numer tytułowy odjeżdża momentami w klimaty ciężkiego prog rocka.
Natomiast w Submerged Sanctuary
wsiadamy do głębinowego łazika i przechadzamy się po dnie oceanu, mijając po
drodze stworzenia, o których istnieniu nawet nam się nie śniło, ale na sam
koniec płyty zespół wyrywa nas z tej błogości i serwuje rozpędzony, dynamiczny
numer Liquid Light Phase, który
sprawnie, choć dość gwałtownie i szybko dostarcza nas na powierzchnię. „Dziękujemy
za skorzystanie z linii Dreamtime”. No nie ma za co. Przyjemność po mojej
stronie.
Zaledwie sześć numerów, nieco
ponad 37 minut muzyki – wystarczy! Naprawdę tyle wystarczy, żeby całkowicie
przekonać mnie, że to zespół godny uwagi. Płyty Tidal Mind fantastycznie słucha się w całości. Nietrudno wczuć się
w klimat tego krążka, unosić się i przyjemnie odpływać w spokojniejszych
fragmentach oraz przeżywać gwałtowne turbulencje w locie przy motywach
dynamiczniejszych, mroczniejszych, po prostu cięższych. Tidal Mind to kapitalne połączenie kosmicznej psychodelii, elementów
post-rocka, krautrocka i progresji. Nie dostrzegam słabego ogniwa w tej
układance, ale na szczególną uwagę zasługują według mnie syntezatory, które
nadają brzmieniu Dreamtime nieziemskiego posmaku. Warto też zwrócić uwagę na
szatę graficzną kolejnych albumów grupy, która kapitalnie pasuje do zawartej na
ich płytach muzyki. Z pewnością będę czekał na więcej!
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
1. Mourning Star (7:23)
2. Emerald Sea (5:52)
3. Of Nautilus Descent (6:08)
4. Tidal Mind (7:19)
5. Submerged Sanctuary (4:03)
6. Liquid Light Phase (6:30)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz